nie będzie miło, ani słodko. dziwne mnie nachodzi. ochota, żeby uderzyc jakkolwiek w głowę. nie, nie moją. budzi się we mnie agresja strofowana tylko faktem, ze musiałabym tułac się tyle, by spełnic swoje niezupełnie ukryte pragnienia. być może nasuwa się wam pytanie skąd nagle to wszystko, jak mogło tak znienacka powrócic. powody zawsze są. wy wcale nie musicie ich rozumiec. rozumiem ja, rozumie ona, i on. nikt inny rozumiec nie musi. po raz kolejny dzieje mi się to, co działo się w grudniu, co działo się w lutym i marcu. mam ochotę chwycic rozżarzony pręt i wypalic te obłudne oczy. mam ochotę ten pusty łeb rozwalic glanem. mam ochotę to wiecznie roznegliżowane ciało sprzedawczyka rozgnieść, zmieśc z powierzchni ziemi, jak najzwyklejszy papieros. jak robaka! nie jest godzien stąpania po tej samej ziemi. nie po tym wszystkim. kiedyś, kiedy już zdobędę się na odwagę& nie kiedy okażę się być na tyle szalona powiem mu to wszystko prosto w twarz. wytknę mu każdy najdrobniejszy błąd. wytknę mu jego najgorsze wady. ale nie powiem mu, jak strasznie zrujnował moją psychikę. nie powiem mu, jak bardzo teraz cierpię jak panicznie unikam tego, czego bardzo bym chciała. jak panicznie boję się wspomnień. jak panicznie boje się teraźniejszości. i jak truchleję na myśl o przyszłości. może tylko on jeden jest taki? tego nie wiem. wiem jedno. nienawidzę go.
zaczerpnęłam u źródeł.
nie traktujcie tego serio.