ostatnie 24 godziny to istny chaos.
wczorajszy dzien zaczelam od wizyty u lekarza, ktory przeprowadzil na mnie najmniej komfortowe badanie ever. jak sie okazalo w danii nie ma czegos takiego jak "osobny" ginekolog, lekarz ogolny zajmuje sie wszystkim, o ile sprawa nie jest bardzo powazna... wyobrazcie sobie moja mine, gdy lysawy koles po 40 prosi mnie o sciagniecie ubran i usadowienie sie na fotelu ginekologicznym. moze nie byloby tak zle, gdyby nie to, ze a) nigdy nie badal mnie mezczyzna, b) ten byl jakis dziwny i malo profesjonalny, c) w gabinecie nie bylo lazienki, wiec musialam sie rozebrac i podetrzec w jego obecnosci... reszte dnia chodzilam z uczuciem, ze cos bylo nie w porzadku i to uczucie nie opuscilo mnie az do dzisiaj, gdy znowu bylam w tej przychodni i gdzies mi tam mignal na korytarzu.
po tej przedziwnej wizycie skierowalam sie w strone silowni i liczylam na pozadny trening i wypocenie wszystkich zmartwien. serce mi peklo gdy tylko zobaczylam mojego d czekajacego na mnie pod sala... okazalo sie, ze jego dziadek sie bardzo ciezko pochorowal i to ostatni dzwonek, zeby sie z nim pozegnac. w zwiazku z tym zamiast na zajecia, od razu wrocilismy do domu i zaczelismy pakowac torby... potem czekaly mnie przykre obowiazki, bo skoro wyjazd, to trzeba tez bylo posprzatac, co zajelo mi grube trzy godziny i nabicie 173% dziennej aktywnosci... zapieprzalam jak glupia, zeby znalezc jeszcze choc chwile dla siebie.
cale szczescie udalo mi sie jeszcze uciec na silownie i troche pocwiczyc w samotnosci, bo atmosfera w domu nie byla najlepsza... tak bardzo mi szkoda mojego d, ze to tylko ja wiem :(
no wiec podsumowujac dzisiejszy dzien, rano bylam na oddaniu probek krwi i moczu, bo cos tam znowu podejrzewaja w kierunku mojej tarczycy, a potem spedzilismy 12 godzin w samochodzie w drodze do pragi. dotarlismy po 21, pogadalismy z tesciami i zaraz zbieramy sie do lozka, bo jutro od rana lecimy do szpitala :(
bilans z wczoraj: 1686 kalorii, B: 155g, W: 187g, T: 31g
trening: 10:00 rozciaganie, 10:00 brzuch (120" plank, 60" side plank na strone, 50x unoszenia kettlebell 12kg na strone), 15:00 nogi (50x leg press z obc. 76.5kg, 50x hip thrusts z obc. 40kg), 22:00 orbitrek (- 350kcal)
sniadanie: 315 kalorii, B: 39g, W: 21g, T: 7g
placek (bialka jaj + len mielony + kakao + starte jablko) ze skyrem waniliowym i lyzeczka philadelphia z milka, dwie kawy z mlekiem migdalowym
drugie sniadanie: 221 kalorii, B: 9g, W: 35g, T: 2g
cala papryka, ogorek, dwa kiwi
obiad: 438 kalorii, B: 42g, W: 57g, T: 4g
ryz z piersia z kurczaka i mieszanka chinska zapiekany w jajku, pol papryki, cola zero
przekaska: 130 kalorii, B: 14g, W: 10g, T: 4g
baton proteinowy
kolacja: 258 kalorii, B: 30g, W: 24g, T: 3g
placek (bialka jaj + otreby owsiane + kakao + starte jablko) ze skyrem waniliowym i lyzeczka philadelphia z milka, zielona herbata
w sumie: 1360 kalorii, B: 139g, W: 147g, W: 20g
(bida, ale tak to jest w drodze... albo za malo albo duzo za duzo)