Wieczorne godziny mijają nieubłagalnie, z minuty na minutę stają się coraz to bardziej ponure, trudno mi oddychać i zaczynam tracić grunt. Wszystko przypomina misterną układankę złożoną z ciemności, świateł i najróżniejszych tajemniczych odgłosów. Chłodne powietrze przenika przez ciało, zostawiając na moim ciele ciarki. Powietrze aż gęstnieje od skrajnych emocji a na horyzoncie zostają tylko resztki wspomnień, mistycznie ukrytych pod powiekami. Moje emocje oscylują między skrajnościami kompletnej euforii, a głębokiej depresji. Zbliżamy się do nowego roku, analizujemy, interpretujemy i gdybamy ''co by było gdyby...''. Do mojego serca wkradła się bezsilność, zapełniając każdą cząstkę serca i innych narządów. Przygnębienie plącze język, niepokój obejmuje ramionami, a usta przyciskają ośrodek umysłu. Jestem o krok od podeptanych stóp, w zimnej melancholii, z zapachem igliwym. Roztapiam się, wraz ze śniegiem. Dech zapiera mi w piersiach. Przysycham, roztkliwiając się nad okruszkami zjedzonych dotychczas pierniczków. Chłonę spokój, rozpuszczoną czułość, powierzchnie nieśpiesznie zzimowione. Pod powiekami zanika szorstkość, a ciało staje się subtelnie ciepłe.
syndicate, chuju. <kliknij>
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika 164cm.