Brakuje mi tych lat, kiedy odżywiałam się tak zdrowo. Byłam wtedy zadowolona z tego jak wyglądam. Mimo, że nie różnie się prawię niczym to jednak, jakoś mi źle. Pamiętam jak w czasie gimnazjum tak bardzo trzymałam się zdrowego trybu życia. Mimo, że chyba byłam nieco grubsza, to zawsze jadłam małą miskę płatków z mlekiem, w szkole woda gazowana (zabijała głód) i zielone jabłko, na obiad zjadałam mięso z warzywami, bez ziemniaków (no chyba, że pieczone frytki z ziołami) i czasem jadłam lekką kolację, by "nie obciążać" żołądka na wieczór. Dużo biegałam, grałam w piłkę nożną, jeździłam na roweże, skakałam na skakancę, byłam ogólnie bardzo aktywna sportowo. Od około 2 miesięcy bardzo uważam co jem. Ćwiczę z nadzieją, że przyniesie to jakieś efety. Mama uważa, że powinnam przestać przeliczać kalorię, bo mogę źle skończyć. Powinnam jeść mało ale 4/5 razy dziennie w równych odstępach i zdrowo, i zjadać dużo warzyw i owoców. Zastanawia mnie jednak myśl: Czy od takich małych kroków jak przeliczanie kalorii można zostać anorektyczką?
Zjedzooooone:
* śniadanie: musli + garść czekoladowych płatków + szklanka mleka
* obiad: makaron z zupki chińskiej + dwa plasterki sera żółtego, które starłam do makaronu, całość przyprawiona dla smaku ziołami
* kolacja: serek homogenizowany z garścią czekoladowych płatków
+ mleczna kanapka w czasie 1,5 godzinnego spaceru z miśkiem <3
(suma ok. 980 kcal.)
Chyba się przeziębiłam, tzn. czuję się tak już od dwóch dni, więc dziś po spacerze padam. Mam ochotę się położyć, ale muszę poczytać trochę, jak co niedziela odkładam wszystko na najpóźniejszą porę. Więc dziś bez ćwiczeń, dłuuuuuuuuugi spacer tylko.