Miłość zawsze jest nowa. Nowa, bez względu na to, czy w życiu kochało się raz, dwa czy dziesięć razy. Zawsze wtedy stajemy w obliczu nieznanego. I tutaj pojawia się strach, bo miłość może nas pogrążyć w ogniu piekieł, sprawić, że przestaniemy jeść, spać i normalnie funkcjonować, bo ON nie zadzwonił, bo TEN odpowiedział zdawkowo, bo TAMTEN zwyczajnie spaceruje w parku z inną, a gdy patrzysz na Niego, wzrusza ramionami. I najgorsze jest to, że chociaż w głębi duszy wiesz, że Cię lekceważy, to wmawiasz sobie, że tym wzruszeniem chciał strącić tą rudą małpę wiszącą mu na ramieniu. I w efekcie uśmiechasz się do siebie i do znajomych. Dopiero późną nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach, gryziesz z bólu ręce i umierasz z miłości. Aż do pojawienia się następnej, oczywiście. Ale miłość, choć przedstawiana najczęściej z tej złej strony (chyba to lepiej się sprzedaje wśród fallen-mrochen-edżelowców z telewizyjną paćką zamiast mózgów) ma też całkiem inną, dobrą. Wyobraź sobie ta sama myśl, gdy zasypiasz i ta sama, gdy się budzisz. Jeden obraz przed oczami, jedno imię na końcu języka, jedno pragnienie. Dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś, kto zrobi Ci naleśniki z uśmieszkiem z dżemu, w ostatniej chwili uratuje Cię od wpadnięcia w kałużę i nie będzie pytał, bo będzie wiedział.
Taaaaak. Kurde, wiesz? Lubię ton Twojego głosu. Tak zwyczajnie. Wcześniej łapałam się na tym, że w ogóle nie słuchałam, o czym mówisz, bo hipnotyzował mnie Twój głos. O, i Twój uśmiech lubię. Bo jest szczery, śmieją Ci się nawet oczy. I uwielbiam jak muskasz palcami moje nadgarstki, poliki, usta. Nawet w tym drobnym geście czuję miłość. Od któregoś do ostatniego wejrzenia i przez każde kolejne wejrzenie. Kocham na Ciebie patrzeć. Najbardziej, kiedy siedzisz w moim pokoju i robisz najnormalniejsze rzeczy. Ja wtedy czasem w myślach powtarzam "On jest boski, jest mój ". Ha, wiem, to słodkie, ale poczekaj nie skończyłam. ;-) Ty wtedy odwracasz się w moją stronę, uśmiechasz się, TYM uśmiechem i przytulasz mnie chyba najczulej jak umiesz. I czego tu więcej chcieć? Przecież mam Ciebie, mam wszystko. Nawet nie wiesz o tym, jak strasznie Cię ostatnio potrzebuję, nie wiesz, że przy Tobie czuję się najbezpieczniej. I pewnie też nie wiesz, że oddam Ci wszystko, zrobię dla Ciebie wszystko, że jesteś moim światem, że myślami jestem przy Tobie 24godziny na dobę, że wszystko, co robię, robię z myślą o Tobie. Od kiedy Ciebie w moim życiu jest jakby więcej, to gorszych dni w moim życiu jest jakby mniej. Nie wiem, co z nimi zrobiłeś. Nie pytam. Po prostu nie oddawaj mi ich dalej.
Reasumując, miłość może wykończyć nas nadmiarem szczęścia lub nieszczęścia. I trzeba się z tym pogodzić, bo (chcemy czy nie) jest nieodłączną częścią naszego życia i sensem istnienia (chociaż za to stwierdzenie od niejednego filozofa dostanę po garach ;-) . Należy jej więc szukać. Nawet za cenę długich godzin, dni, tygodni pełnych samotności. Bo warto. Bowiem kiedy wyruszymy na poszukiwanie miłości ona wyjdzie nam naprzeciw. I nas wybawi.
PS: Rozkochałeś mnie w sobie do granic możliwości. Dziękuję.