Po pierwsze: jak się tu znalazłam i dlaczego Johnny Depp nie jest moim chłopakiem? Życie jest niesprawiedliwe.
Tak sobie myślę, że wiele bym dała by cofnąć czas. Cofnąć się o rok, dwa, może trzy. Chciałabym zagrać w karty z większością nieobecnych teraz przyjaciół, nawet zjarać pierwszego szluga na przerwie za szkołą. Za to nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy z problemów, które jeszcze będą przed nami.
Tymczasem, czasu nie cofnę, a więc drodzy państwo, witam w okresie dojrzewania... - w rozciągłości czasowej, gdzie kroczymy po ulicach z sercem na dłoni, między tłumem ludzi bacznie się mu przyglądającym. Jest ładne, nie skrzywdzone jeszcze, a zabierają je zasyfionymi, nieumytymi dłońmi. Czas różowych cygar i pogryzionych długopisów, worków pod oczami i stężenia nikotyny, przekraczającego stan krytyczny. Czas, w którym Twoje serce przemyka od człowieka do człowieka, z ręki do ręki, stopniowo zmieniając swój kształt. Jest ściskane, zgniatane i ozdobiane odciskami miliarda linii papilarnych, a w końcu upuszczone (czy też opuszczone), zdeptane, a nawet skopane. Potem wraca do właściciela, bo jest w opłakanym stanie. Teraz jest wyśmiewane, wyzywane od bezużytecznych. A to to samo serce dla tego samego, wspomnianego wcześniej tłumu. I nagle przestaje nim być tylko dlatego, że formą już nie przypomina ideału. Leży teraz w centrum ludzi zebranych na zimnej ulicy, o wyglądzie gorszym, niż padlina, już nie oblegane. Dalej.
Do tego często wydaje nam się, że zamieszkują w nas dwie różne osoby. Jedna, która wszystko doskonale rozumie, robi, mówi i w ogóle jest wyjebiście idealna. Tego człowieka prezentujemy (lub próbujemy prezentować) światu. Jest też i ta druga, której poniekąd się wstydzimy i ją ukrywamy. W każdym człowieku istnieje coś takiego jak wewnętrzny dysonans i niespójność. Każdy chciałby być dobry, a jedynie dokonuje czynów, których sam często nie rozumie. Dlaczego tak jest? Dlatego, że człowiek nie jest Bogiem, nie jest też aniołem, ani żadną nadistotą, a jedynie małym pielgrzymem w długiej, dalekiej drodze swojego życia. Własne słabości czynią go wyrozumiałym i łagodnym w stosunku do innych. Ktoś, kto jest bezkrytyczny wobec samego siebie, będzie twardy i niezdolny wczuć się w innych. Nie będzie umiał nikogo pocieszyć, dodać odwagi i wybaczyć. Szczęście i przyjaźń tkwią tam, gdzie ludzie są wrażliwi, łagodni oraz delikatni i w słowach i w wzajemnych kontaktach. Dalej.
Dojrzewanie, czyli chłopcy, myślący o sobie dumnie, że są mężczyznami, chociaż męskość dopiero im kiełkuje. Chłopcy uparcie twierdzący, że lubią ryzyko, a tak naprawdę satysfakcję daje im odrobina adrenaliny, gdy palą szlugi w szkolnej toalecie, a nic tak nie poprawia smaku ich piwa, jak prohibicja. Rzeczywiście, strasznie, kurwa, fajne i ekscytujące. Potrafią zdenerwować d o s ł o w n i e każdą cząstką siebie. Po wszystkim oczywiście zapytają Cię jeszcze, czy jesteś na Niego, biednego Misia zła. Wtedy jedyną słuszną odpowiedzią wydaje się "Tak, kurwa - jestem. A ta Twoja wymyślona, słodka nieświadomość wkurwia mnie najbardziej." Oczywiście, nie zapomnijmy o tym, że każdy z nich (bez wyjątków) ma ego wybujałe jak paw. (Co dziwne, tylko SAMCE pawia przejawiają skłonność do popisywania się swoim wielkim sprzętem, w tym przypadku ogonem) i uważa się za ideał. Takich ideałów najlepiej się pozbyć, będzie łatwiej.
A dziewczyny? Małe, zazdrosne i plujące jadem na sześć kilometrów żmije myślące, że jak będą wredne staną się gwiazdami liceów, jak w dennych, amerykańskich filmach. Dzieffcynki, którym przydałyby się korepetycje z biologii, skoro nie odróżniają kobiety od samicy psa albo od plaży (sławne 'I am a fuckin beach' ;). Teraz będzie parę słów do takich dwóch stanowiących eksponat A dla potwierdzania mojej w/w teorii. Szmacicie się i usprawiedliwiacie się zdaniem, że w każdym domu jest potrzebna szmata. Próbujecie zniszczyć coś, tylko dlatego, że same tego nie macie. Mówicie jedno, a robicie drugie zapominając o tym, że wielu ludzi jest zdania że kurtuazja jest do dupy, a hipokrytki trzeba topić. Z pewnością nie wiecie, jak bardzo Wasz zachwyt nad sobą śmieszy i mnie, i innych? To słodkie, że żyjecie w takiej błogiej nieświadomości. Apropo, panny - jesteście takimi suczami, bo jesteście same, czy jesteś same, bo jesteście suczami? ;). Tona idiotyzmu i drugie tyle tapety, gdyby dało się Was zważyć. Nie lubię Was i uprzejmie Was pierdolę. Oczywiście pamiętam, że w każdym człowieku jest cząstka dobra. Gdy patrzę na jedną z Was widzę, że siedzi w niej mądra, słodka i wrażliwa dziewczyna. Ta. I dam stówę, że krzyczy 'Wyciągnijcie mnie z tej debilki!'. Cholerne, pieprzone wiedźmy z piekła rodem. Mam nadzieję, że poupadacie mordami na jeże.