Nie potrzebuję Twoich kilku słów,
by wszystko naprawić.
Potrzebuje ciągłej uwagi,
musisz dbać o mnie cały czas,
a nie tylko wtedy gdy cos jest nie tak...
Każde słowo, gest, ton głosu, wzrok - wszystko zimne, obleśne, straszne...
Chciałabym się schowac, gdy wyładowywujecie na mnie złość. Co jest w tym tak bardzo pomocnego wam, gdy możecie od tak wbijać w moje serce tą waszą postawę zranioną?
Dlaczego na mnie odbijacie swoje nieszczęście? Co zrobiłam nie tak, że tak właśnie jest? Co w tym świecie ma dla was znaczenie, gdy opływacie egoizmem?
Dlaczego wciąż muszę brnąć przez te lodowate waszymi czynami zmrożone powietrze? Nie mam dokąd pójść.
Muszę tu trwać i tylko krucha nadzieja wolności ćmi gdzieś za wyznaczonym czasem - 8 miesięcy. To przecież krótko... Jednak tak bardzo długo, gdy psychika torturowana jest dzień dnia.
To tak bardzo smutne, że życie zawsze musi być dla mnie trudne, że zawsze musze brnąć uparcie do przodu i jednocześnie uważać, by nie stracić tak zwiewnych i delikatnych wartości, które znalazłam gdzieś sama
i bez niczyjej pomocy...