Upłynęło sporo wody w pięknych, modrych rzekach Łodzi od czasu ostatniej notki, lecz oto wracam z nowymi zdjęciami i nową zawartością!
Ku memu zaskoczeniu jednak udało mi się ukończyć pracę licencjacką, pozaliczać przedmioty i wyrobić się z tymi wszystkimi papierkami na czas, by móc bronić swego licencjatu jeszcze w czerwcu - choć wszystko było na styku, rozliczane w ostatnich dostępnych terminach. Gra jednakowoż warta była świeczki, albowiem oto siedzę wygodnie na mym rozlatującym się, czerwonym jak przelana w trudnym boju krew krzesełku i piszę notkę zwieńczającą krótki okres studiów (tak na oko półtora miesiąca), w którym rzeczywiście coś robiłem poza udawaniem robienia czegoś. Te nieprzyjemne chwile są już szczęśliwie za mną, teraz tylko wybrać specjalizację i... hm, nad tym ostatnim jeszcze trzeba się będzie zastanowić.
Na wysokiej klasy zdjęciach można natomiast ujrzeć kadry w trakcie, sprzed i po obronie (jedno niekoniecznie moje, ale uznałem, że można by je zamieścić ku pamięci).
Do samej obrony podszedłem zaś na luzie, bez stresu oraz jak się okazało - bez przygotowania, jako że niekonieczie udało mi się odpowiedzieć na pytania promotorki, dość banalne swoją drogą. Kiedy jednak czarne chmury zaczęły się nieśmiało zbierać nad strzelistym i wspaniałym gmachem Wydziału Nauk o Wychowaniu - ależ to dumnie brzmi - z odsieczą niczym Sobieski pod Wiedniem przybyła kobitka od logopedii - ta, z którą mialem malutki problem, który niemal mnie wyeliminował z gry o licencjat - zadając pytanie, jak by nie spojrzeć, podchodzące pod logopedię, dotyczące bowiem mowy. Cięzkie (relatywnie) przygotowania do zaliczenia ćwiczeń i egzaminu dały o sobie znać, kiedy zabłysłem swoją wiedzą i niemal idealną artykulacją - czasem tak mam, gdy wiem, co mówię - a po wszystkim nie pozostało już nic innego, jak cyknąć słit focię, rozluźnić krawat i udać się w drogę powrotną do domu na zasłużony odpoczynek.
Czyli powrót do tego, czym zajmowalem się przed obroną - pochłaniania książek, oglądania meczy z okazji mistrzostw świata, naturalnie spożywania przy ich okazji (i nie tylko) piwa i ogólnie wypoczywania na całego. Yay, wakacje!