"no dwór to dwór"

Ostatnie dni upłynęły pod znakiem uzgadniania kwestii zaliczeń i późno-wieczornych wyjść. Przy okazji tego do parku przy Anilanie - który zresztą zyskuje po zmroku, jest coś przyciągającego wzrok bowiem w okrytych mrokiem alejkach i czarnej toni stawu - opchnąłem odkurzacz, który mnie zasmucał swoim śpiewem... i nie tylko mnie, rodzice bardzo ochoczo przyjęli perspektywę oddania go w inne ręce. Wtorkowy wypad był nieco dłuższy, piwa w plenerze i posiadówka z trybem kooperacji w nowej odsłonie Metra. To co, że nie ma tam tego trybu. O dziwo był też z nami Roxor, którego obecność zaliczam jak najbardziej na plus. Szkoda, że tak rzadko się zjawia.

Wczoraj się dopiero natomiast zorientowałem, że parce odwołana, więc trzeba było znów coś zaimprowizować. Może mi to niedługo wejdzie w nawyk. Trochę źle się to wszystko poukładało terminowo, lecz nie ma co narzekać, za jakiś czas się to odkuje. Skoro już o terminach wspomniałem, do końca sesji czas mam na napisanie od zera rozdziału pracy licencjackiej. Jako, że seminarium się w końcu odbyło, mam też jakieś pojęcie, o czym w ogóle pisać.

Krócej ujmując: jakoś będzie.

Zdjęcie zapożyczone, jedno z tych, które mi przypadły do gustu. Samo wyjście też było zresztą udane.

Chcę więcej.