Śnieg! Śniegu, śniegu - więcej śniegu!
Jesień jest cudowna, jednak kiedy wiosna zbliża się ciężkimi roztopami, na szczyt podium w sercu mym wskakuje zima - a im bielsza, tym wspanialsza. Już miałem smutać, że nadchodzi koniec niebańskiej powłoki, a tu taka miła niespodzianka - oto przybywa jej z godziny na godzinę.
Standardowo dość stanąłem sobie przy oknie, tym razem z kawką w ręku, oraz oddałem kontemplacji natury. W każdym bądź razie, jej rezerwatu za płotem. Przypomniał mi się sznur ciągnących się jedna za drugą óśemek, dziewiątek i dziesiątek - warto podkreślić zwrot "ciągnących się", powlekały bowiem ociężale nibynóżkami za świecącym wewnętrzną pustką liderem, który w końcu się zlitował i usunął na boczny tor. Ku mej wielkiej radości dziewiątka z miejsca poczuła wenę i ruszyla z kopyta, zawracając z niebezpieczną chyba w tych warunkach prędkością i grzecznie wychamowała, otwierając mi sama z siebie drzwiczki przed samym nosem. Zdążyłem nawet na angielski. Dobra dziewiąteczka.
Ameno.
Z nieco bardziej poważnych rzeczy, jeśli szczęście będzie mi sprzyjać i zwolnienie lekarskie nie zostanie przedłużone o kolejny tydzień, zdobędę w środę temat pracy. W sensie, dostanę na talerzu. W sensie, to by było piękne i miłe ze strony prowadzącej zajęcia Dr. Puthernamehere. W sensie... sam już nie wiem, czy to brak weny, czy lenistwo. Co za różnica?
Poza tym kolejne tryliardy godzin wykładów i konieczność zdobycia pożywienia w stylu tanio-a-dużo-i-nawet-nie-trujące w nadchodzących dniach. No i ćwiczenia, które nie wiem na czym polegają, bo raczej nie będziemy co dwa tygodnie wyrywać obrazków z gazet i się przedstawiać grupie, co było nawet śmieszne i wcale nie musiałem się powtarzać. Muszę tylko drogą eliminacji odnaleźć osobę, która skwitowała me uwielbienie kotami cichym "kurwa fe". Będziesz płonąć kobieto w piekle.