Jakiej zdjęcie jeszcze z lata. Obecnie mam spiłowane na krótko, bo jeden mi się złamał.
Cieszę się, że Monice tak się układa. Przeprowadza się do nowego, pięknego mieszkania, niedługo będzie zaręczona, robi tylko inżyniera i rzuca studia, idzie na wymarzony kurs, o którym ostatnio powiedziała rodzicom i powiedzieli, że jej go opłacą, kupuje psa. I w ogóle wszystko u niej jest ostatnio tak jak by chciała. Ma już jakiś konkretny plan na życie i realną szansę na jego realizację. Fajnie tak. Lubię z nią o tym wszystkim rozmawiać. Miło jest widzieć kogoś tak szczęśliwego :) Sama nie wiem czemu mnie to tak cieszy, może dlatego, że moje życie jest takie nudne, bezcelowe i nic mi się nie udaje :D W sumie nie muszę mieć fajnego życia, zadowolę się tym, że będzie stabilne. Ale miło, że chociaż moim przyjaciołom się udaje :)
Jutro muszę jechać do Moniki. Strasznie mi się nie chce. Myśl o wstaniu rano, wyjściu na to zimno, długim czekaniu na niedzielny tramwaj, przesiadce i długiej jeździe na to zadupie... A potem jeszcze powrót. Włączył mi się tryb siedzenia w domu i ciężko mi się gdziekolwiek ruszyć. Jeszcze dzisiaj się nie wyspałam, bo poszłam późno spać, a rano sąsiadka mnie obudziła, bo przyszła pożyczyć kalkulator. Ale jeszcze tylko kilka dni i będzie wolne. To znaczy mam taką nadzieję.