photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 15 SIERPNIA 2018
2099
Dodano: 15 SIERPNIA 2018

Portosik. Albo raczej Tosik, bo w nowym domu tak zdrabniamy mu imię i Portosem jest tylko wtedy,kiedy drapie kanapę. Z resztą ten dom wcale nie taki nowy, bo minęło już ponad 8 miesięcy.

 

 

 

 

 

 

Dzisiaj 15 sierpnia. Rok temu umierał Fenol. W strasznych męczarniach. Jeszcze zabrałam go do kliniki na kroplówkę, bo nie chciał jeść. Siedzieliśmy w gabinecie nr 2, a na dyżurze była Karolina. W domu wieczorem też podłączaliśmy kroplowkę, tak, my, bo cały czas był wtedy ze mną mój mąż, który jeszcze wtedy nie był moim mężem. Płakałam i walczyłam. Mówiłam sobie - już, już jutro w pracy są oboje eM i zrobimy USG, zrobimy morfologię, rozmaz... Ale kiedy Fenol zaczął chować się pod łóżko i do szafy, czego wcześniej nie robił - wiedziałam. Kiedy kładłam się wieczorem do łóżka i kiedy jego na wpoł przytomego układałam do legowiska, w którym spędził swoją pierwszą noc w naszym domu - moim i Fenolowym - wiedziałam. Że to ostatnia noc. Kiedy rano na siłę wyciągałam go spod łóżka, rozkładałam koc przed drzwiami mieszkania i zawołałam go, a on chwiejnym krokiem i ostatkiem sił przyszedł z tym kocim uśmiechem na pyszczku - wiedziałam. Że dla niego to podóż w jedną stronę. Wzięłam do torebki jego ukochany drapak. Dojechalam do kliniki, zawlokłam go na stół zabiegowy i nie musiałam już nic mowić. Odszedł przytulany, całowany i kochany, w cieple moich ramion. Spełniłam swoje zadanie. Odszedł wiedząc co to prawdziwy dom i nie umierał samotnie godziami w krzakach. 16 sierpnia. A później zapakowałam go do pudełka i wykopałam na działce dół, najgłębszy jaki porafiłam i złożyłam go tam, na jego ukochanym drapaku. Pamiętam ostatni dotyk jego futerka. I tą okropną pustkę.