Wspominam wszystkie za i przeciw. Wszystkie ale, wszystkie bo, przecież, ponieważ. I stają sie nieistotne, nieważne.
I to ta magią, co jej szukam(?)
Z każdym kolejnym dniem opuszcza nas jakże zimna, mroźna rzeczywistość. A oznacza to tylko tyle, że skończą się zimowe depresje, marudzenia, grube swetry, pod którymi można schować 'za duże ciałko'. Oznaczać to może również mało estetyczne spacery nastolatek w poszukiwaniu tego jedynego coby z nim stracić swą niechcianą cnotkę, a co! (Już na samą myś robi mi się niedobrze).
Nie oznacza to niestety zmiany realiów, problemy nie nikną od tak sobie, nie stają się mniejsze. Niestety, prawda?
Co noc kładąc się spać, spoglądam na teatr cieni, tych z sąsiedniego okna. Iście interesujące.
Za każdym razem postacie przybierają twarze mimów wspinających się po drabinie. Dlaczego tak? Nieważne.
Siłacze codzienności. Jednego wieczoru mają minę skrzywioną kaprysem, innego rozkoszują się dymem papierosowym, innego szyderczym uśmiechem pożerają przerażone dzieci, chowające się pod kołdrą.
Na plecach ogromne tobołki - dorobki życia, doświadczenia. Twarze migają jak na niemym filmie. Twarze, postacie, postury, twarze, postacie, postacie, postacie, twarze...
Reszty domyśl się sam.
Są jak moja codzienność. Odzwierciedlenie zachwiań i normalności.
Normalności jak każdego.
I czym się tu chwalić?
Normalność. Właśnie. Zero magi, tajemniczości. Wszystko blade, łyse, bez liści, bez bujnych trawników.
Jakby tak zapachniało tęsknotą za wiosną?
Na fot. Mój przyszły mąż(; wraz z Panem K. (;
Carpe Diem, Cz-wa, kiedyś tam.