spacerując.

weekand obfity w końskie emocje.

nie tylko udało mi się trochę czasu spędzić z Amatorem, ale też zostałam przez Broszkę zabrana na zawody. Faajnie, kurde, dawno już nie miałam okazji choćby pooglądać. Miłe uczucie, choć obudziła się we mnie spora tęsknota. Broszka w sobotę pokazała show i poszło jej super. Spotkałam też, poza kilkoma osobami z przeszłości, koleżankę z dawnych czasów blogowych, do tej pory widziałyśmy się raz i było to - tak mi się wydaje - z 10 lat temu.

piątek, niedziela i wtorek to były dni spędzone chociaż częściowo z Amatorem. Wybraliśmy się w (w końcu udany!) teren, pooglądaiśmy sarenki, pobrykaliśmy na piasku w lesie i spędziliśmy razem bardzo miło czas. Wczoraj pod wpływem kilku czynników pokusiłam się nawet o postawienie nam krzyżaczka, który to był pierwszą pokonaną przeszkodą od czasu zawodów w Bronisinie (nie mam pojęcia, kiedy to było. Ale chyba 3 lata temu).

brakuje mi trochę jakiegoś luzu, mam ostatnio słaby czas, ciągle się spinam i nic z tego nie wynika. Muszę wziąć się w garść i jakoś przejść do kolejnego etapu.

Imię dla (nie)mojego Maluszka ciągle wisi w powietrzu. Wymyśliłam Krainę Czarów i bardzo byłam z siebie zadowolona, to zostałam bezlitośnie zgaszona przez osoby trzecie (:P). Teraz myślę, że idealnym imieniem może jednak okazać się Karafka (do której chętnie dodałabym jeszcze Classic Go, żeby moja marka na rynku zaczęłabyć rozpoznawalna, ale nie poprowadziłam jeszcze żadnych negocjacji w kwestii choćby pierwszego członu imienia, więc nie będę się wyrywać ;>).