A co, niech nam żal dupę ściska, popatrzmy na piękne, polskie lato myśląc, że za oknem wiatr dostał wścieklizny i prawie zrywa dach.
Mam 18 lat i zamiast żyć pełnią życia to siedzę przed kompem, wpierdalam jakiś placek i padam na ryj. Tak, tak, a teraz pomyślcie, że mogę mieć pretensje tylko do siebie, wszak to moje życie, mogę z nim robić to, co chce. A gówno prawda, moi mili, chuja mogę. Wszystko nas ogranicza: szkoła, praca, system, religia i jeden wielki chuj, za przeproszeniem, mamy. Gdybym to ja miała kontrolę nad swoim życiem, tobym teraz siedziała w na placu egzystencji i huśtała się na huśtawce szczęścia z dziecięcą ekscytacją. Ale nie, nigdzie wyjść nie mogę, jutro szkoła, nauka, stratatata, siedź w domu i nosa nie wyściubiaj za próg, bo ci go utrą razem z głową.
Pięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęękne życie.
I nawet nie pociesza mnie to, że wszyscy niemal licealiści czują podobną rezygnację.