Wybiegłam z domu o 6:24. Naciągnęłam pospiesznie skórę i potykając się o własne nogi, poszłam za blok. Zaczerpnęłam kilka haustów świeżego powietrza i uśmiechnęłam się pod nosem. Już dawno nie miałam okazji spokojnie pooddychać.
_______________________________________________________
Wolę nie zaczynać, bo wtedy trudno mi się powstrzymać.
I czuję żal.
Nie, nie zazdrość,
to żal człowieka niemal pogodzonego z losem.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Haa. Pokonałam wpierrrrdalający mnie od środka rak.