Trochę mnie tu nie było, przyznaję. Na domiar złego na powitanie serwuje wam mój krzywy ryj. No, ale niestety innych zdjęć nie mam , moja modelka coś niesłowna się zrobiła i z sesji wyszło ... no, między Bogiem a prawdą, nic nie wyszło. Futro wisi i się kurzy, ja w największej desperacji czytam "Barbie'' i tak mi jakoś czas mija.
Wróciłam z Dama i z miejsca zakochałam się w moim nowym pokoju, który jest cudowny. (Ciekawe, kiedy zmienię zdanie. Za rok? Szybciej? I znowu myśl: Kochana, czego ty się nawąchałaś, kiedy wybierałaś kolory?) Ściany w farbie dojrzałej wiśni i szarości granitu poprawiają mi humor powodując, że nie chce mi się opuszczać pokoju. Aczkolwiek słońce tak kusząco oplatało rankiem moją sylwetkę...
Nie, Łeł.
Musisz dokończyć "Barbie", bo za długo już to się wlecze. (Tym bardziej, że zakazałam sobie czytać cokolwiek innego, póki nie skończę tej cholernej Łęckiej i interesującego Wokulskiego.)
Zatem wracam na wyro, do cudownego świata płytkich niczym wysychająca kałuża za moim zadupiastym bokiem kobiet i mężczyzn przepełnionych nierzeczywistą miłością idealną.
Avanti!