Och, cóż za urozmaicenie niespodziewanie wdarło się w schematyczne dotąd życie me, licealistki szarej i trochę już zmęczonej. Na łacinie zostałam przetyrana tak, jak jeszcze nigdy przez 17 lat (to, że za niespełna dwa miechy pełnoletność osiągnę wcale nie ma dla mnie znaczenia, będę kurczliwie trzymać się tej 17 aż do 6:15 owego dnia pamiętnego mego urodzenia). Chemia na polskim była cholerna i oby takich jak najmniej. A jutro na dziesiątą, gloria Patri, a w środę na 9 i trzy lekcje, więc wracam o 12. Jeśli będzie autobus, to będzie fajnie. Jeśli nie, też będzie fajnie, choć jeszcze nie ustaliłam, dlaczego.
Także ....
No i jutro ta nieszczęsna geografia, na którą się uczyłam i nie zdołałam się wiele nauczyć. Także pierdolę to już wszystko, wyjabane mam i gitara.
To ja idę jeść galaretkę.
______________________________________________
Łapię się często na tym, że potrafię w najmniej oczekiwanym momencie wrócić do tego tematu rozmyślań. I nie mam już siły oszukiwać samej siebie i twierdzić, że to wszystko jest fantakurwatyczne. Zmęczona jestem. I zastanawiam się, jak one to, do diabła, robią.