- Zakochanie jest gorsze niż biegunka. I z jednego i z drugiego wyjdzie gówno. Jednak na biegunkę są tabletki, z zakochaniem męczysz się lata, a kiedy w końcu wyzdrowiejesz, jest już za późno - powiedziała babcia z dziwnym uśmiechem i nieobecnym wzrokiem patrząc w dal.
Zmarszczyłam brwi, a ciotka wybuchnęła śmiechem.
- Ma mama rację! Absolutną rację, nie opłaca się zakochiwać.
Sama nie wiedziałam, jak zareagować. Jakaś część mojego mózgu przytakiwała i ufała ich doświadczeniu, druga jednak buntowała się młodzieńczym sprzeciwem i wiarą, że świat jednak nie może być aż tak podły i pozbawiony choćby krzty górnolotnych aspektów. Ostatecznie, zdziwiona niezdecydowaniem, nie powiedziałam nic, patrząc na zeszyt.
Miałam jeszcze do opisania moje ograniczenia w pracy.
Niedziela. Jutro poniedziałek, łacina, modlenie się na ocenę, historia. Potem wtorek. Niezbyt dobra ocena z WOSu, udawanie, że wiem coś na temat ryżu w Azji. Środa - usilne próby zrozumienia skali pH. Czwartek - dalsze próby zrozumienia pH, historia. Piątek - próba zrozumienia kolejnego tematu, jeśli dobrze pójdzie to ratowanie Adama i zbiory Witowskiego. Ot, tydzień BeCHowca.
Pater, aż człowiekowi nie chce się wyrywać z ramion Morfeusza.
Po co jesteś ze mną, gdy znowu zapomniałeś jak nazywam się...?