Nie wiem, kiedy w końcu na to wpadłam. Może gdzieś między prysznicem a łóżkiem. Albo z szczoteczką w ustach patrząc w swoje oczy. Dziwię się tylko temu, że zdarzyło się to dopiero teraz.
Boję się, zapieram się rękoma i nogami, niby jestem na tak, a w głębi duszy mnie to odrzuca i przeraża, bo wiem, że kiedy już by do tego doszło, z przyjemnego Dr. Jekylla stałabym się krwiożerczym Mr. Hydem.
Dosłownie.
Kiedy teraz patrzę na ten cały shit z boku, dziwię się ludziom. Ale znam się na tyle, by wiedzieć, że Hyde wylazłby ze mnie, gdybym rzuciła się w wir zdarzeń. A ja uważam to za tak dalece dla mnie żenujące i upokarzające, że wolę trzymać się z daleka, zrzucając winę na karb swoich licznych (och, jak licznych) wad.
A chodzi tylko o to, że nie chcę być Mr. Hydem.
Tylko o to, moi mili.
_____________________________________________________________________________
Myśl, że znowu zacznę coś tworzyć, że powołam Dominika, Kornela i Anię do życia po raz kolejny,
wprawiła mnie w nieprawdopodobne podniecenie.
To jak zjeść wz-kę babci po roku głodówki.
To jak walnąć się na swoje wyro po roku nieobecności.
To jak zaczerpnąć tchu, po roku bezdechu.
Cudowne!
gdy wokół dzikie małpy,
trudno pozostać czystym.