photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 28 GRUDNIA 2013

It's calling your name.


Pamiętam dni tak mroźne, że przesiąkały mnie do szpiku kości, chociaż ludzie wokoł mnie cieszyli się słońcem. Nazywam tamten okres "życiem po śmierci Sherlocka", chociaż nie jestem do końca pewien, dlaczego ten fantastyczny człowiek stał się wyznacznikiem mojego czasu. Nie byłem w stanie przekroczyć bramy cmentarnej, ani progu 221B Baker Street, dlatego udawałem się w miejsca neutralne dla mojej pamięci. Ale nawet to okazało się trudne. Siadałem na ławce w parku, by odetchnąć od ulicznego zgiełku i kątem oka widziałem Holmesa ciągnącego mnie za rękaw, by przyśpieszyć szaleńczy bieg za przestępcą. Zaciągałem na pierś poły płaszcza, by pozbyć się uporczywego lodu, ale okazało się, że ten nie był obecny w powietrzu, a w moim sercu, które z dnia na dzień zdawało się tracić chęci do transportowania krwi. Pozwalałem sobie na pokazywanie emocji wyłącznie w samotności, nie chciałem bowiem marwtić ludzi, którzy poświęcali mi swój czas by przekonać mnie do wyjazdu z Londynu. Pani Hudson kręciła się po mieszkaniu psiocząc na porozrzucane rzeczy mojego martwego przyjaciela, których dotykania surowo jej zabroniłem. Lestrade od czasu do czasu zapraszał mnie do baru na mecz, który był pretekstem, by wyciągnąć ze mnie słowa dotyczące mojego obecnego samopoczucia. "Owszem Greg, nie martw się, wszystko ze mną w porządku!" z dodatkiem delikatnego uśmiechu zawsze go uspokajało. Była też Harriet, która z troską opowiadała o gazetach i artykułach w nich zawartych. Od dawna nie utrzymywaliśmy dobrych kontaktów (żeby chociaż jakikolwiek był), dlatego w tym przypadku nie szczędziłem sobie rzucania telefonem. Zbierałem go z podłogi dopiero, kiedy docierało do mnie, że milczenie Mycrofta przyprawia mnie o wywrót żołądka; nie chciałem mieć z nim niczego wspólnego po tym, jak przyczynił się do samobójstwa swojego brata, ale tylko on był moim łącznikiem ze wspomnieniami, do których non stop nieświadomie wracałem. Pytałem, dlaczego nie sprostuje mediów i nie naprawi dobrego imienia Sherlocka. Zawsze mnie zbywał. Dopiero później dowiedziałem się, dlaczego nie mógł tego zrobić i tym razem winiłem go za świadomość.

Wróciłem do dni, w których tęsknie zerkałem na ukrytego w szufladzie Glocka i modliłem się, by dopisało mi szczęście. Pewnej nocy nie wytrzymałem. Przez dłuższy czas siedziałem z otwartym laptopem i zastanawiałem się nad słowami, a kiedy w końcu je zebrałem, przelałem je na puste pole mojego bloga.

"Wiem, że to czytasz. Jesteś geniuszem więc do jasnej cholery znajdź sposób, by się ze mną skontaktować!".

Zablokowałem komentarze po niecenzuralnych wiadomościach Harry, która uparcie twierdziła, że potrzebuję psychiatry. Usiadłem w fotelu Sherlocka, gładząc palcami obicie mebla, nieświadomy, że po drugiej stronie globu pewien anonimowy brunet wpatrywał się w ekran komputera niosący moje słowa.