Wakacyjne wspomnienie.
Jastarnia 2016.
Dawno mnie tu nie było, ale chyba potrzebuję gdzieś się "wypisać". Bo ciężko jest. Czasem nawet bardzo.
Konia nie ma już 6 miesięcy... Tyleż samo funkcjonuję bez końskiej obecności. I strasznie mi do tego tęskno. Nie ma dnia żebym nie pomyślała o Pamirze i nie zatęskniła. Nie ma dnia żeby mnie nie nawiedziła chęć posadzenia tyłka w siodle. Tak za tym tęsknię. Ale nie bardzo jest szansa na umówienie się na jazdę, o wymarznej jeździe z trenerem nie wspominając. Bo niestety jest "pierdyliard" ważniejszych spraw i wydatków. Ciężko wyzbyć się żalu, kiedy trzeba wciąż wybierać między ważnym i ważniejszym.
Nigdy nie byłam optymistką, więc nie zgadzam się z pojęciem, że "chcieć to móc" i "nothing is impossible". Tak kolorowo bywa tylko w bajkach.
Nie jest łatwo, co nie znaczy, że tylko siedzę i narzekam, jak się co poniektórym wydawało. Działam i to całkiem ambitnie. W końcu mam konkretny, mam nadzieję realny plan do którego dążę. Zapisałam się na studia podyplomowe, chodzę na warsztaty, uczę się w domu z różnych kursów online. Robię wszystko by się przekwalfikować, znaleźć dobrze płatną i ciekawą pracę, by koń mógł do mnie wrocić i ze mną pozostać. Ale mimo tak konkretnego planu i próby wypełnienia dni pracą, by nie mieć czasu na myślenie i tęsknotę, nie potrafię znaleźć radości.
Jak zabrakło mi koni, to dopiero zdałam sobie sprawę, jak bardzo mnie ta pasja napędzała, motywowała, uszczęśliwiała i jaką dawała siłę.
A to dopiero początek, zapewne wyboistej drogi.