8 marca. Ja w pracy od 8 do 20, M. od 9 do 20. Umówiliśmy się, że przyjedzie po mnie wieczorem. Godzina 13 podjeżdża coś czarnego. Byłam zajęta pracą, więc nie zwróciłam uwagi, co to. Sekundę później zza rogu wyłania się M w roboczym ubraniu, z uśmiechniętą mordką i bukietem w ręce. Dostałam szybkiego buziaka i uciekł tak szybko, jak się pojawił ;-) Misie lubią takie niespodzianki.
Mam dziwne wrażenie, że z każdym dniem jest coraz lepiej. Nawet teściowa wczoraj pytała, co ja tak ciągle ostatnio mam dobry humor. A mam, bo mi narzeczony zwariował ;-)