prawie dwa lata temu popadłam w anoreksję.
Niby trochę czasu minęło, a pamiętam jakby to było wczoraj.
Fakt, radzę sobie z zaburzeniami odżywiania, nawet bardzo dobrze,
ale czasami mam ochotę do tego wrócić.
Wspominałam już, że boję się matury.
Cholernie się boję.
Szczególnie o matematykę i ustny niemiecki.
W piątek mam pierwszą próbną maturę.
Rozszerzony polski, mhm.
Obawiam się, że sobie nie poradzę.
Mam już plan idealny na przyszłość.
Tylko plany a rzeczywistość to dwie inne bajki i to jest w tym wszystkim najgorsze.
Od jakiegoś czasu znowu maniakalnie prześladuje mnie chęć bycia blisko jakiejś osoby.
Jestem niestabilna emocjonalnie. JAK ZAWSZE.
Mówiłam też, że mój partner studniówkowy to cipa. Owszem.
Bo to jest cipa.
I palant.
I nie wiem co jeszcze.. ale faktem jest, że chyba mi się podoba.
Czego oczywiście nigdy mu nie powiem, no chyba, że odwzajemni to albo się domyśli.
Z drugiej strony przed kilkoma tygodniami pojawił się J., który jak się okazuje -
nie chce być tylko moim kolegą, ani przyjacielem.. chce być kimś więcej.
Tylko, że no, niestety, odległość nam przeszkadza.. tzn mi. Jemu rzekomo nie.
Ostatnio też przyłapuję się na myśleniu o K.
i o tym co robiliśmy podczas gdy byłam na praktykach w górach..
ileż ja bym dała żeby to powtórzyć, serio.
Nie umiem sobie poukładać jakoś normalnie życia.
Wczoraj znowu się upilam. A dziś jak trup dzielnie weszłam w mury zielonej szkoły
i udawałam, że wszystko jest w porządku! Cała Aleksandra!
Tylko ile ja jeszcze tak dam radę.. ile jeszcze będę udawac, że jest w porządku?
Nie wiem.
Nie wiem, nie wiem...
znowu mam trudny czas w życiu. Znowu. I znowu.
Czasami myślę, że lepiej byłoby zakończyć swój żywot dla świętego spokoju.
Niech jesień idzie a kysz. Mam jej dość.