Madziowy paradoks:
jesteś miła, uśmiechnięta, żartujesz = uważają Cię za wredną sukę,
jesteś wredna, dokuczasz, obgadujesz = lgną do Ciebie, uwielbiają i szanują.
Niby nie często, ale na każde z powyższych zdań mam przykład. Ewidentny. Ale w sumie przyzwyczaiłam się już, że nie zawsze jest tak jak sobie w mojej małej biednej główce ułożę. No cóż.
Przewartościowuję swoje życie. Jestem w etapie miłość/przyjaźń/koleżeństwo/znajomość/obojętność. W dużej części bez zmian. Nadal mnóstwo osób jest mi obojętnych, nadal do wielu mówię tylko korytarzowe 'cześć', nadal z wieloma rozmawiam o pierdołach. Są też takie części tego etapu, gdzie popieprzyło się jak nigdy wcześniej, co prawda zostało to już naprawione i aj hołp soł, że będzie dobrze, ale jakieś ukłucie w sercu nadal pozostaje, jakieś minimalne niedowierzanie, że jednak coś się zmieni, ale starasz się i ja to widzę, i bardzo się cieszę. No i w końcu wyrosło coś nowego i miłego, jako przeciwwaga dla tego całego chłamu, który mnie otacza. Bo tego zła, demoralizacji jest coraz więcej.
Moje horyzonty się poszerzają, tak mało dotychczas wiedziałam o świecie, ale nie można się dziwić małomiasteczkowej, zaściankowej Madzi, której życie do tej pory biegło w sielankowej, wiejskiej atmosferce. Czuję, że się zmieniam. Uodparniam się marudząc. Żyję trochę obok siebie i tego co powinno być priorytetem. Ale w sumie? Dobrze mi z tym. Potrzebowałam takiego zdystansowania się do mojego życia, rodziny no i szkoły przede wszystkim.
Chciałabym tak na chwilę przestać myśleć. Położyć się w moim zielonym łóżku, nakryć się kocem i błogo nie myśleć.
Bez strumienia informacji i dźwięków, które róbią szturm na mój mózg. Marzy mi się taki przycisk przy moim uchu: On/off.
Myślisz i nie myślisz kiedy chcesz i jak długo chcesz - brzmi jak marna reklama TVmarketu, ale gdybym coś takiego w telewizji zobaczyła, nie wahałabym się ani chwili, wzięłabym telefon, wykręciła numer i powiedziała: jeden zestaw poproszę, bym mogła nie myśleć jak reszta społeczeństwa na siłę niszcząca sobie życie.
Chyba będę żyć.
Martwicy się nie dam, a sama też sobie nic nie zrobię - za słaba na to jestem.