Z biegiem lat co raz mocniej zaczynam pojmować, jak bardzo bezsensowne jest nakręcanie się na budowanie związków korzystając z zasobów uczuć, które w sobie nosimy z wiarą, że w końcu któraś z relacji będzie na to zasługiwać mocniej. I tak o to, pojawia się kolejna, kolejna, kolejna, kolejna, a końca tego kółka graniastego nie widać. Co więcej, ludzie którzy tracą raz po raz swój czas, a poniekąd nadzieję nabierają pewnego rodzaju grubszej warstwy ochronnej, która raczej broni człowieka przed następnym związkiem, miast pomagać mu w rozwoju obecnego. To jedna rzecz. Najbardziej w tym wszystkim denerwuje mnie jednak to, gdy Ty - jako partner - stajesz się testowym zwierzątkiem, na którym przeprowadzane są kolejne eksperymenty i bóle syndromu poprzedniego związku/partnera, i to o dziwo, tego na którym wcześniej Twojemu partnerowi/partnerce zależało. Czas pędzi do przodu - przypominam. Coś na zasadzie chęci udowodnienia na siłę, że wszyscy tacy są, i basta. To interesujący przykład hipokryzji, który wraca jak bumerang.
Przestałem już dawno temu bawić się w porównywanie partnerek, czy poszukiwanie cech, które kiedyś były dla mnie ważne. Z najprostszej przyczyny - podobnie jak ludzie się od siebie różnią, tak samo jak i my z biegiem lat zmieniamy swoje spojrzenie na szereg spraw. I dziwię się swoim partnerkom, które nie raz podziwiają tę umiejętność, ale nadal boją się spróbować z takim podejściem. Wszyscy się różnimy, więc nie widzę sensu wprowadzać czegoś, co było fajne dla mnie 4 lata temu do obecnej relacji z wiarą, że może partner zauważy, że tak byłoby dla mnie spoko. Ale błagam, jeśli wiesz, że zachowujesz się tak po raz n-ty wobec kogoś, bo masz taki nawyk, przebyty bagaż niespełnionych pragnień skończ to, czym prędzej, bo marnujesz tylko swój czas. I przy okazji, drugiej strony, która załóżmy - widzi cały zamysł związku inaczej.
https://www.youtube.com/embed/sISYQYK4FgI