jaśka ręce w aparacie.
sekundy bezpieczeństwa morderczo wplywaja na konieczność kamienia.
czegos jest tu za dużo.
o coś jest nadmiar.
zawsze jest kilka opcji, podpunktów, możliwości, pomysłów, uczuć, cudzych szeptów.
zawsze są.
różnie realizacyjnie trudne.
pozornie w każdym razie, bo jeżeli tak wychylić się przez lupę to całkiem wyraźnie widać, że na każdym polu leży ta sama mała plama... w innym tylko kształcie i miejscu, absorbując inne odcienie nieznośności.
chciałoby się więc wiedzieć czemu powiedzieć nie.
chciałoby się też wiedzieć, że to zawieszenie i kolejne minuty negocjacji to nie jedynie słuszne kłamstwo i autogrające na zwłokę widmo własnego umysłu.
weźmy się. pieprzmy się.
kiedyś się w nim zamknę z tej miłości i uwielbienia nad jego tysiącaszarością.
nic nie może być. ciągłe zawieszenie dotyku. oszalejemy razem. nikogo więcej nam tutaj nie trzeba.
niedoceniona zabawa w pojedynkę.
pcha się do wyjścia. napiera tak mocno jak nie chce być powiedziane.
i właśnie wtedy kiedy wydaję mu się, że zaleję się dżwiękiem zostaje zatwierdzona decyzja o nieskończonym milczeniu.
są ludzie których kocham.
i jestem też ja.