Wspięłam się na wyżyny pracowitości dziś. Już siedziałam na kanapie z telefonem w ręce, ale ponieważ walczę ostatnio z tym paskudnym złodziejem czasu, to ruszyłam dupę i poszłam do kuchni. W zasadzie szłam gdzieś indziej, ale to nie istotne, ważne, że nie zmarnowałam czasu i zabrałam się za coś pożytecznego. Umyłam kuchenkę, a potem okap. Tu popełniłam logistyczny błąd, bo trzeba było najpierw umyć to na górze, a potem to na dole, ale to nic, ogarnęłam. Potem napawałam się widokiem błyszczących sprzętów. Tak, to był piękny widok. Teraz siedzę i piszę, a ponieważ coś mi strzeliło do głowy i postanowiłam odnowić umiejętność bezwzrokowego pisania, to siedzę przed kompem już trzecią piosenkę Maneskina. Lubię włoski, więc mam teraz takie dwa w jednym. Przyjemne z pożytecznym, czy jakoś tak. Może w przypływie mocy wrócę też do nauki włoskiego???