No i mamy jesień. Nie mam pojęcia jak i kiedy minęły całe wakacje... Trochę się wydarzyło, lepszych czy gorszych rzeczy ale teraz nie czas na myślenie o tym. Ta pogoda ewidentnie sprawia, że mam ochotę się przytulić do kogoś. Cóż, ostatnio była to Paris Hilton i pare innych ciekawych ludzi na bardzo udanej imprezie.
Teraz niestety nie ma nikogo, co najwyżej pare utkanych szmat, trochę papieru, szpilek, stół i maszyna do szycia.
Szczerze? Warszawa stała się dla mnie bardzo skrajnym miejscem. Płaczę tu albo z niepohamowanej radości albo obrzydliwie męczącego smutku. Choć nie powiem, że bardzo łatwo zachować zdrowy balans pomiędzy zabawą a nauką. Tylko szkoda, że swojego miejsca na ziemi będę szukać w nieskońćzność.
Przyjechałam z Danii na 2 miesiące do stolicy by odbyć staż w jednej z najlepszych polskich firm odzieżowych. Spełniam marzenia. Powinnam się cieszyć, prawa? Niby to robię, niby sie cieszę.W końcu milion razy dziennie słyszę "POZYTYWNIE!" Ale w środku, w sobię czuję jakiś niepokój; Jakby miało sie stać coś, co może mnie przerosnąć. Chyba to jest powód moich częstych odwiedzin rodzinnego miasta. I może to jest najlepszy sposób by przez to przejść:)