photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 STYCZNIA 2016

Złota klatka

Dziś chciałam podzielić się swoją historią..

Kilka lat temu, jeszcze jako młoda gąska poznałam faceta. Miałam wtedy niecałe osiemnaście lat i nigdy nie miałam nikogo na stałe. On był sześć lat starszy ode mnie i dla mnie był Bogiem. Ja cicha, szara myszka na którą nikt nigdy nie zwracał uwagi. On był w swoistej elicie, w tym towarzystwie, w którym chce się znaleźć każdy nastolatek. Kiedy zwrócił na mnie uwagę byłam w szoku. Byłam pod takim wrażeniem jakbym trafiła szóstkę w totka. Zanim zostaliśmy parą spotykaliśmy się przez miesiąc, ale nie regularnie, tylko zawsze kiedy on miał czas i ochotę. Nie widziałam tego, że traktuje mnie jak zabawkę. Kiedyś stojąc między swoimi znajomymi robił sobie ze mnie żarty. Wkurzyłam się (ostatni przebłysk logicznego myślenia) i powiedziałam, że nie chcę go więcej widzieć. Podszedł do mnie, wyśmiał to że dziecinnie się obrażam, dał buziaka w czółko i sprawa się rozwiała.. Zostaliśmy parą, ale on dalej robił co chciał. Pił, palił trawkę i pisał z laskami. Nalegał też na seks. Ja, osiemnastoletnia dziewica, chciałam czekać. Ale on wyśmiewał mój upór i pewnej nocy po prostu to zrobił. Byłam w szoku, a on wmówił mi że sama tego chciałam, bo gdybym nie chciała to by tego nie było. Po tym był czas kiedy był "w miarę normalnym" facetem. 

Całe dnie razem.. Wszędzie razem.. Prawie cały czas w domu, bo gdziekolwiek nie chciałam iść było bez sensu i szkoda kasy.. Moje koleżanki były złe, bo próbowały mnie wyciągać na babskie wieczory (Po co Ci to? Masz mnie. One chcą nas rozdzielić).. Moje plany na przyszłość były złe (Po co Ci studia i tak nic Ci nie dadzą.. No dobra chcesz studiować to studiuj, ale na miejscu, bo nie pozwolę żebyś wyjechała gdzieś dalej), Każdy facet, którego znałam był wrogiem (widzę jak na niego patrzysz!), ciągłą kontrola (odbierasz po trzech sygnałach-co tak długo nie odbierasz? Gdzie jesteś? Kogo tam słychać?)

Z początku nie zauważyłam, że on mnie niszczy

Zaczęło się od krzyku. Pamiętam dzień kiedy popsuł mu się samochód. Był wściekły, krzyczał bo auto nie chciało odpalić, a do domu kawałęk. Kazał mi go pchać.. Ja, dziewuszka- 52 kg i wielki Ford.. Oczywiście, że auto ledwo się toczyło. Nawrzeszczał na mnie, że jestem bezużyteczna i że to moja wina, bo mi się zachciało wycieczki (swoją drogą wyjazd był jego pomysłem)..

 

Później jakieś wybuchy chorej zazdrości. Widziałam jak na niego patrzyłaś, pewnie wolałabyś żeby to on z Tobą spał.. Patrzyłaś na jego jaja!! Z tym się puszczasz, i z tym też.. Kiedyś nawet wpadł wściekły do łazienki, w której byłam z koleżanką i pierwsze o co spytał gdy mnie zobaczył to: gdzie jest Piotrek?!

 

Z czasem do krzyku i pretensji doszła "delikatna" przemoc. Podczas swoich wywodów ścisnął mi nadgarstek czy szarpnął za ramię.. 

 

Ale ja nie byłam niema, kłóciłam się, próbowałam mu udowodnić, że nie ma racji.. I zawsze to samo: Tak masz rację, źle zrobiłem, ale gdybyś..... to by tego nie było.. I ja na prawdę myślałam, że to moja wina. Zaczęłam się izolować od rodziny (częściej byłam u jego mamy niż u swojej), od przyjaciół (bo źle o nim mówią). Kontrolował mój dzień.. Wiedział o której powinnam być w domu i dzwonił do mnie kiedy mnie nie było (bo się o Ciebie martwię). Codziennie trzepał mój telefon, konto na nk itd. Kiedy miałam wolne mówił, że mogę robić co chcę, ale o 16 mam być w domu, bo on wraca..

 

Nasze wspólne wyjścia zawsze kończyły się tak samo.. Jego znajomi (którzy w międzyczasie mnie poznali i polubili) organizowali co tydzień imprezki. Zawsze do czwartku utrzymywał, że nigdzie nie idziemy. W piątek mówił, że może pójdziemy i on nie będzie pił, żeby nie odwalać.. W sobotę szliśmy na imprezę. W momence gdy wchodziliśmy tam on o mnie zapominał. Biegał po swoich kumplach i chlał, a ja stałam gdzieś albo siedziałam i patrzyłam jak ludzie się bawią. Z czasem nasz wspólny kumpel zaczął mnie po cichu wspierać. Siadał obok mnie i:

-Tak to ma wyglądać? On pije, a Ty tu siedzisz sama?

-Nic mi nie będzie

-Chodź zatańczyć

-Nie mogę, wiesz że będzie awantura

-To całe życie będziesz siedziała? Chodź nie pozwól się tak traktować

I szłam, a po minucie on wyrastał jak spod ziemi. Padały wyzwiska, których nie chcę powtarzać. Targanie za ramię albo włosy do samochodu. W domu awantura. 

W niedzielę kac morderca, wymiotował do południa, a po południu pił żeby zabić klina i obiecywał, że to ostatni raz.

Wiedziałam, że ten związek jest chory, ale zagłuszałam ten głos. Czasami kiedy jednak głos rozsądku podpowiadał, że czas uciekać on mnie straszył, że się zabije.. Ile razy zabierałam mu szkło, sznurek albo siłą zabierałam z ulicy, na której się położył..

 

Z szarej myszki zmieniłam się w sukę.. Tłukłam go po twarzy średnio trzy ray w tygodniu.. Zero szacunku.. Do siebie też.. Często płakałam.. Przynajmniej cztery razy w tygodniu..

Kilka razy sama dostałam w twarz, kilka razy zmusił mnie do różnych rzeczy.. I nawet wtedy nie odeszłam..

 

Ale przecież mnie kochał, zrobiłby dla mnie wszystko.. Zabrałby mnie na kolacje, ale nie ma kasy, bo szef się na niego uparł i robota nie idzie ( trzy godziny wcześniej przegrał 600zł na automatach).

 

Wszystko się zmieniło, gdy poszłam do pracy.. Zwykła praca na wakacje, w barze.. Ludzie z pracy dziwili się, że ktoś może do mnie dzwonić 16 razy pod rząd.. Kiedy pewnego dnia ubzdurał sobie, że powinnam być w domu o 14, a nie byłam przyjechał do mnie do pracy.. pijany... sprawdzić jak mi się pracuje..

Nie wytrzymałam.. Spakowałam mu torby i kazałam zniknąć.. Przez dwa tygodnie spał na podłodze obok łóżka w nadziei, że zmienię zdanie..

 

Nie zmieniłam.. Rok zanim uwierzyłam w siebie.. W to, że nie jestem beznadziejna, że to nie moja wina..

 

Teraz jestem z moim Chavalier.. I widzę jak wiele spustoszenia tamten związek zrobił w mojej psychice.. Zauważam, że się z nim pokłóciłam, gdy jest już po wszystkim.. Skąd to wiem? Bo on się nie odzywa.. Nawet nie zauważyłam, że przegięłam, że powiedziałam coś podłego.. Boli mnie serce, bo trafiłam na wspaniałego faceta, a przez tamten związek wciąż jestem wyczulona i czasami go atakuję.. Niepotrzebnie.. 

 

Nie mówię, że tylko faceci są przyczyną toksycznych związków i nie mówię, że musi być tak drastycznie jak u mnie.. Ale jeśli czujecie się tłąmszeni, nieszczęsliwi i boicie się mówić co na prawdę myślicie, bo może się skończyć awanturą to lpiej dajcie sobie spokój..

Życie nie kończy się na drugiej osobie.. Jedyną osobą, która sprawi, że będziecie szczęśliwi jesteście Wy sami.. Dbajcie o siebie.. I bądź odrobinę samolubny.. To Twoje życie- na prawdę chcesz żeby tak właśnie wyglądało? Zasługujesz na kogoś kto Cię pokocha z wadami i zaletami, w całości, bez ale.. Kto będzie Cię dopingował.. Kto zawsze będzie..