AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAaa przeszłość wraca przeogromnymi krokami! I dziwnie dobrze mi z tym, znajomo, boleśnie, ale bezpiecznie. Wiem, że już nic się nie zmieni, wiem, że już NIC nie da się uratować. Wiem, że MY jesteśmy PRZESZŁOŚCIĄ. Wiem to, ale jednak, mimo wszystko, na przekór, jestem Tobą zauroczona. Kojarzysz mi się ze wszystkim tym, co dobre. Fakt, było wiele złych momentów, może nawet więcej niż tych dobrych? Ale te dobre były tak INTENSYWNE, że wciąż nimi żyje.
Mam w sobie tyle żalu do świata i do Ciebie. Nie umiem zrozumieć, czemu mi to wszystko zrobiłeś. Póki z Tobą nie porozmawiam, chyba nie będe potrafiła się z tym pogodzić. Bo gdybym miała po prostu o tym zapomnieć, otrząsnąć się z tego i żyć spokojnie, to chyba już by tak było, prawda? A nie jest. Zdecydowanie nie jest. I wiem, w czasie dnia wszystko jest okej. To noce mnie dręczą. Patrzę w lustro i widzę smutek w oczach, kładę się na poduszcze i ogarnia mnie smutek, bo lezę w nim sama. Nie wiem gdzie jesteś i co się z Tobą dzieje, co robisz, co u Ciebie słychać. Nasze rozmowy są suche, zdawkowe, jak gdyby NIC NIGDY nas nie łączyło. Czy budowaliśmy to wszystko na złudzeniach? NIE WIEM. Wiem, ze nie umiem już z Tobą rozmawiać, nie wiem o czym, na jakie tematy my JESZCZE możemy rozmawiać? I łapię się tej niteczki nadziei kiedy powtarzasz ' tylko Ci się tak wydaje, nie jest tak '. Ale Ty zawsze to powtarzałeś. Nauczyłam się jednego przy Tobie, nie warto wierzyć w Twoje obietnice. Złamałes mnie tym wszystkim, teraz nie wierzę w żadne zapewnienia, nawet te najbardziej błahe. Cos we mnie zniszczyłeś, coś niewinnego. I nie wiem czy to jest wybaczalne.
Dlaczego wiem, ze gdybym przytuliła się do Ciebie to całe zlo by zniknęło? Przecież to TY JE WYRZĄDZIŁEŚ! Paradoksy - nieodłączny element naszego życia.