nikt jeszcze nie wie czy
stare słońce zarysuje nowy dzień
blaszany huk próbuje dostać się
przez szyby w miękki sen
i niby wszystko jest
tak jak powinno być
za chwilę zbudzi mnie
szary świt
tylko dlaczego ja
z takim nieludzkim strachem
nie potrafię?
chciałabym wrócić do tamtych chwil, kiedy wszystko było bydłem. kiedy byłam opętana beztroską, a wszystko co mnie interesowało to klepanie lemieszy, co by tu zjeść na dwóch wolnych godzinach wf-u w środę i u kogo pod blokiem jest gorzej. kiedy nie umieliśmy zrobić popcornu i piekliśmy ciasta, które się nie udawały. kiedy płakałam sobie bezkarnie na występach, rozwalałam z Tofikiem i Brzozą próby Bernko. kiedy jedliśmy zimną pizzę i popijaliśmy ją jednym, ciepłym piwem na cztery osoby. kiedy nie musiałam martwić się o kasę.
a teraz?
teraz czytam, że dwudziestolatce nie wypada chodzić w trampkach.
teraz umiem zrobić popcorn i upiec ciasto.
teraz nikt nie rozumie jak mówię o lemieszach, świrowaniu i bydle.
teraz trzeba chodzić na poważne imprezy na których wszyscy chleją i jedyny problem to kończąca się wóda.
teraz nie ma z kim zaśpiewać o zającach i piernikach.
teraz nie ma już prób i wszyscy są zbyt dorośli na to, żeby cokolwiek rozwalać.
teraz Maria i Marta sobie wyjadą.
jedynym moim łącznikiem z tamtymi czasami jest to, że dalej wszędzie szukam kibla.
a moim największym marzeniem na chwilę obecną jest to, żeby móc jeszcze raz pójść z dziewczętami ze zdjęcia na koncert Comy i wrzeszczeć sobie o Maćku, Zbyszku i Piotruli.
i oto trzeba będzie
dumnym krokiem
iść bez twarzy
w kolejny dzień.