(Tak dla jasności: Tomasz naprawdę nie robi takiej miny, jak mnie przytula)
Szczęśliwy los przywiał mi dzisiaj Tomasza w moje skromne progi; zwane również domem. Z nagła szalejąca, aseptyczna beznadzieja niedzieli przepadła. Fenomenalne przejście między smutkiem a radością, niesamowite, ile jedna osobą potrafi zdziałać tym, że po prostu jest.
Poniekąd podłość pogody i wstrętna myśl o szkole stają się obojętne. Zatem, jak tu nie kochać Tomasza skoro ma taką moc. Wbrew temu, iż nie jesteśmy w bajce, zawsze ona może być obok nas. A pozorowany i nikomu niepotrzebny tupet przeznaczenia, zwyczajnie nie istnieje.
Zakupiliśmy z Tomaszem w okolicznym markecie wyborne ciastka, które tym samym były imitacją delicji, dziwne acz smaczne żelki oraz świeży, nie przeterminowany sok z marchwi gdyż taki lubimy najbardziej; pozdrawiając przy tym wszystkie inne, produkty z półek obok nas.
Tekst dnia:
Julia: Co tam jest Tomasz co ?
Tomasz: Tomasz i . . komar.
Nikt zapewne nie zrozumie przesłania tej wypowiedzi, ale ważne, że my wiemy o co chodzi.
Tomasz uśmiechnij, bo przygnębienie nie jest tego warte, żeby z Tobą spacerowało.
Julia