Szklanka rozgrzewającej do czerwoności whisky głośno uderza o blat niewielkiego stolika. Siedząc przy nim wypalam ostatniego papierosa. Oparcie krzesła wbija mi się w plecy. Popiół strzepuję do zdobionej ryciną popielniczki. Nie robi na mnie wrażenia kuso ubrana kelnerka, podstawiająca mi pod nos kolejną butelkę alkoholu. Wpatrując się przymrużonymi nieco oczami w muchę, bezszelestnie stąpającą wokół mojej szklanki, słyszę jedynie ciche szmery tych pięciu mężczyzn siedzących po drugiej stronie niewielkiej knajpki i jednej kobiety, oraz stukot naczyń na zapleczu.
Patrząc jak z moich ust dym unosi się po raz ostatni juz tego wieczoru, opieram łokieć na blacie stołu i upijam kolejny łyk ze swojej szkanki. Mucha odlatuje.
Kątem lewego oka widzę, jak ktoś niepewnym krokiem podchodzi do mojego stolika. Staje naprzeciwko z dłońmi położonymi na oparciu zasuniętego krzesła, z pytaniem czy może usiąść. Moje spojrzenie ześlizguje się z twarzy brodatego mężczyzny, po czym spoczywa na butelce przyniesionej przez kelnerkę. Dolewam sobie do szklanki.
Brodaty mówi, jak się nazywa i pyta o moje imię. Przedstawiam się. Nie wiem, jako kto. Wypowiedziałem chyba imię i nazwisko usłyszane gdzieś na ulicy. A może przeczytane w gazecie? Splatam ręce na klatce piersiowej, nadal trzymając w dłoni szklankę z whisky i popijając łyk za łykiem.
Widzę jak mężczyzna sięga do wnętrza swojej ciemnej kurtki. Nie wiem, czemu w pierwszej chwili spodziewałem się, że wyciągnie broń. moim oczom ukazuje się paczka. Co prawda inna niż moja, ale mam nadzieję, że nieznajomy podsunie mi ją. Robi to. Odkładam więc szklankę, częstuję się i podpalam papierosa, z krytą satysfakcją wypuszczając dym. Zastanawiam się, dlaczego to robi.
Już radykalnie nie mam co pisać.
Jest różnie.
Bywało gorzej.
Będzie dobrze.
; )