No to zajebiście po prostu, jestem chora.
Bożee, akurat, kiedy wcale tego nie chcę. A już tak ładnie szło mi z ćwiczeniami, a teraz muszę sobie odpuścić, bo padam z nóg. Dzisiaj rano zemdlałam. Hm, so lovely.
Mama znowu myśli, że za mało jem, bo mdleję. No dobra, nie zjadłam wczoraj jakiejś konkretnej kolacji, tylko wypiłam koktajl mleczny z banana, ale teraz naprawdę staram się jeść mało, ale często.
Nienawidzę tych wszystkich gripexsów, theraflu i innego słodkiego pseudo-leczącego gówna. Co mi to daje poza wystającym, wzdętym brzuchem i rosnącymi boczkami? Nie mam pojęcia. Czuję się dalej tak samo okropnie.
Coś jest generalnie nie tak, jeszcze niedawno w ogóle nie chorowałam, mogłabym wyjść na mróz z mokrymi włosami i byłabym dalej zdrowa.
A teraz coraz częściej zdarza mi się chorować. Dziwne.
Bilansu pisać nie będę. Nie ma to sensu, bo brzydzę się jedzenia. Mam mdłości.
Mam nadzieję, że do soboty wyzdrowieję.