Jest lepiej.
Chociaż nie, pod niektórymi względami gorzej.
Jestem strasznie zalatana. W tym tygodniu codziennie wstawałam o 4.30, żeby powtarzać do egzaminu.
I więcej, więcej, więcej. Jakbym ćpała te zadania.
Potem o 20 byłam już nieprzytomna.
Dlatego nie pisałam.
Ale ćwiczyłam dzielnie rano. No może wczorajszy dzień stanowił wyjątek, ale byłam usprawiedliwiona siedzeniem w szkole przez 11 godzin.
Ale nie będę już zaniedbywać tego fbl. Nie mogę, bo gdy to robię, tracę kontrolę.
A ja lubię kontrolę.
Za 11 dni egzamin.
Jutro i pojutrze od rana do wieczora nauka. Nie ma leniwych niedziel, bo MUSZĘ dobrze zdać testy, żeby dostać się do wymarzonego liceum i spełniać marzenia.
Z wagą jest chyba dobrze, ale jutro się zmierzę.
Dziś z ćwiczeń tylko mel b brzuch, ale naprawdę muszę iść spać. Jutro raniutko do stajni. Aww, kocham poranne spalanie.
Noe chce mi się pisać bilansu, ale był dobry.
tak naprawdę strasznie się boję