Dzień jak co dzień, praca, a po pracy od razu dorywcza robota przy motocyklach. Pewnego wieczoru naszło mnie aby zmienić skuter na coś lepszego, szybszego i mocniejszego. niedługo, bo na następny dzień kupiłem malutki motorek marki Honda, zrywny, w miarę szybki jak na moje uprawnienia i oczywiście klasa sportowa... ;] Posiadałem maszynę już tydzień, wybrałem się do dziewczyny. Odjeżdżając od niej pokusiło mnie wypuścić te 18 koni z silnika... Na zegarze dobija 110 km/h (nie rozpędzam się bo wiem ze zaraz zakręt 90 stopni. A tu nagle zakręt przede mną. Naciskam hamulec (niestety posiadam tylko tylni) i czuje jak tył motóra ucieka mi na bok... odpuściłem trochę i poczułem jak zarzuciło mnie. Udało mi się opanować ale dalej jadę za szybko żeby wejść w ten zakręt, wszystko dzieje się w ułamkach sekundy. Patrze przed siebie i widzę dom, a przed nim kilka metrów trawy, i ładnie posadzone tuje ;] Wiedziałem ze nie ma szans zatrzymać maszyny przed domem. Trzymam hamulec cały czas i tylko próbuje wjechać pomiędzy tuje... udało się, zwolniłem na tujach, czułem jak obijają mi kolana... Widziałem jak w domku świeciły się światła, przypuszczam ze ktoś był w domu... zawróciłem na placu, jeszcze raz przejechałem po tych pięknych małych drzewkach i pojechałem do domu.... Życie stanęło mi przed oczami... Albo tujami... Sam nie wiem. Na zdjęciu jest kolega, który ma 192 cm wzrostu...