hm. jakby co to to księżyc jest.
'na żywo' wyglądał nieco lepiej.
przelotnie spojrzałam przez okno. mechanicznie cofnęłam się, aby spojrzeć jeszcze raz. wybałuszyłam oczy i rozdziawiłam usta 'czerwony. aaale odlot!'. pierwszy raz widziałam czerwony. aż wstyd, tyle lat spoglądać w niebo i dopiero po osiemnastu latach zarejestrować czerwony księżyc. najwidoczniej za dużo spoglądam pod nogi.
co do życia.. nie da się mieć idealnego. zawsze czegoś brakuje. jednym miłości, innym czasu lub tak jak w moim przypadku myślenia. ten defekt mojego 'ja' dość dotkliwie doskwiera mi ostatnimi czasy.
za 8 dni mniej więcej w tym samym czasie zasiądę do kolacji wigilijnej.
ta cała magia świąt zgubiła się w tym całym chaosie. nie czuję jej. ale wierzę, że jeszcze poczuję. nie w taki sposób jak mając te 5 lat, kiedy to podekscytowana patrzyłam przez okno, czy aby czasem nie leci ten starszy z siwą brodą, co to nosi się na czerwono. te czasy już minęły. ale wierzę, że poczuję tę magię, kiedy będę miała swoją rodzinę. swoje dziecko, w którego oczach zobaczę te uczucia, które kiedyś odbijały się w moich.