Noc. Jestem w lesie zupełnie sama. Serce bije mi jak szalone. Rozglądam się nerwowo ale nie wiem w którą stronę mam iść. Dokąd? Nagle słyszę szmer w ciemności. Światło księżyca oświetla delikatnie portać stojącą na wprost mnie. Jest wyższa odemnie o głowę lub dwie. Jej odech jest głośny i ciężki niczym sapanie psa po biegu na długim dystansie. Postać rusza w moją stronę. Zaczynam wycofywać się. Uciekam. Wołam o pomoc. Czuję że jest tuż za mną. Potykam się o korzeń i upadam. Czuję oddech nad sobą, coś chwyta mnie za nogę. Krzyczę, płacze. Nie wiem co robić.
-Pola! Pola , obudź się! - słyszę głos mamy. Gwałtownie podnoszę głowę z poduszki, czuje że moje policzki są mokre. A więc znów to samo. Znów te sny.
-Już wszystko ok, to tylko sen. Odpocznij malutka.
-Ok - uśmiechnęłam się lekko i położyłam znów głowę do snu.
Mama wyszła. Znów sie to dzieje. Te sny. Ostatni raz miałam tak gdy odszedł on. Mój wymarzony. Odszedł tak poprostu bez słowa wyjaśnienia. Trudno. Poradziłam sobie choć łatwo nie było. Teraz sny wróciły chociaż w moim życiu nie wydarzyło się nic co mogłoby je przywrócić. Nieważne, szkoda tylko,że przeszkadzam tymi moimi krzykami mamie. Już wystarczająco dużo ze mną przeszła, a teraz znów to.
O jej ! Już ta godzina, przez to moje rozmyślanie znów spóźnię się do szkoły !
CDN...