Historia jedna z wielu o toksycznej miłości. Uzależnienie od drugiej osoby jest możliwe. Zaczęło się niewinnie od pisania sms, później doszło do całonocnych rozmów przez telefon. Wtedy nie wiedziałam jak to wszystko się potoczy... Zimowe wieczory spędzałam w łóżku pod ciepłym kocem z kubkiem herbaty i telefonem w ręku, pisałeś mi jak Ci minął dzień, co robisz i wiele innych rzeczy. Ponowne nasze spotkanie po tych kilku latach było nam chyba z góry pisane. Zima się skończyła a my przyzwyczailiśmy się do siebie. Codzienny kontakt telefoniczny wtedy tak niewinny przerodził się w spotkania wczesną wiosna. Widywaliśmy się najczęściej jak to było tylko możliwe. Nie byliśmy parą choć mieliśmy swoje ciche dni. Już wtedy zaczynałam tęsknić gdy chociażby jeden dzień nie napisał jednego głupiego sms, jednej głupiej wiadomości na portalu. Zaczęło się... Wspólne wychodzenie ze znajomymi na piwo kończyło się późną porą, wracalam zawsze ostatnim autobusem. Nadszedł ten dzień, zrobiliśmy to. I wtedy mój świat zaczął być zupełnie inny niż dotychczas... Nadal nie byliśmy razem mimo to spotykaliśmy się i pomimo wszystko chociażby zaprzeczał przysiegał na wszystko co możliwe zaczął być zazdrosny. Zazdrość... Najgorsze co może być. Później był kolejny raz i następny. Z głupiej zazdrości o zwykłe koleżanki w mojej głowie rodziły się pomysły nie do opisania. Kłótnie o wszystko i o nic. Nie raz wracalam do domu z siniakami na ciele... Nie raz podczas kłótni miałam ochotę krzyknąć 'zamknij się już bo i tak Cię kocham'. Ranił mnie każdego dnia. Byłam twarda. Jeden mój błąd, najgorszy jaki tylko może być. Z zemsty za te wszystkie dni przez które w głębi siebie cierpiałam powiedziałam o kilka zdań za dużo. 'Nie dostałam okresu'- świat mu runął jak domek z kart... A ja z uśmiechem na twarzy brnęłam w to kłamstwo dalej. Teraz wiem że niepotrzebnie. Widziałam jego zatroskaną twarz gdy patrzył na mnie. Widziałam jak ta wiadomość go przerasta... W końcu nadszedł dzień gdy chciałam wszystko sprostować, nie chciał nawet słuchać. Znienawidził mnie. Kłótnia po paru głębszych była okropna. Nigdy nie spodziewałam się że usłyszę tak ostre słowa z jego ust. Z kłótni przeszliśmy do rękoczynów... Nie miałam zbyt wielkich szans na bronienie się. Poddawałam się już dobrowolnie każdej tortuze. Siniaki na nogach, rękach nawet na szyi od usiłowania podduszenia mnie ukrywałam pod warstwami ubrań. Nie usłyszał słowa 'przepraszam' chociaż tego żądał. Wiele tygodni spędziliśmy na kłótniach, wyzwiskach lekkich przepychankach aż w końcu... Jego brat nakłonił mnie gdy już wszystko zaczynało się uspokajać do zostania i towarzyszenia im podczas picia . Wtedy tej nocy zebrałam się na szczere przeprosiny. Nie powiedział nic, kompletnie nic. Chyba to wszystko do niego wróciło, ten ból, że ktoś tak bliski mu jak ja wtedy mógł go tak potraktować. Następnego dnia rano obudziliśmy się obok siebie. 'Ty mnie wczoraj przepraszałaś, pamiętasz?' Tylko tyle usłyszałam nie dowiedziałam się i chyba już nigdy się nie dowiem czy kiedykolwiek mi wybaczy. Unikam miejsc gdzie moglibyśmy się spotkać. Nie chcę tej znajomości. Będę twarda dam radę chociaż boli gdy widzę go stojącego z kolegami w szerokich spodniach, kapturem na głowie spod którego widać tylko ten jego cudowny uśmiech...
-czemu płaczesz?
-bo odrzuciłem dziewczynę która oddała by za mnie życie...
-i co?
-i oddała...