może tak ma być, może ja mam to zapisane w genach, czy w czymkolwiek innym, że każde, po prostu każde moje urodziny muszą się w końcu zjebać. dwa lata temu połowa osób nie przyszła, rok temu ktośtam nie mógł, kto inny pojechał, ktoś nie chciał przyjść bez kogośtam, a ktoś inny nie chciał przyjść, bo ktośtam będzie... zamknęłam się w sobie i nie zrobiłam uro. i w rezultacie leżałam chora w łóżku. a uro spędziłam z Matim, który bezczelnie mnie odwiedził ;]
wtedy miałam jego. a dzisiaj to... kurde, beznadziejnie się z tym czuję. mam ochotę wymazać tą datę z kalendarza, chcę, żeby nikt w ogóle o niej nie pamiętał, żeby nikt nie złożył mi życzeń i nie przyniósł prezentu, nie chcę żadnych niespodzianek, niczego.
aaa i ja i sylwia jesteśmy zajebiste xD
nie pamiętam, kiedy ostatnio się tyle razy pokłóciłyśmy w ciągu jednego dnia. i osobiście najbardziej mnie urzekło jak na biologii narysowałyśmy dwa schematyczne ludziki na kartce, które miały prezentować nas i dorysowywałyśmy im po jednej rzeczy, tj. tam włosy, koszulka, itd. ominę, że ona mi zaczęła rysować glany, ale zaczęłam krzyczeć, że jestem boso, to zrobiła strzałkę i napisała 'podkolanówki' xD a potem ja jej narysowałam pieszczochę na ręce i łańcuch przy spodniach, to się wkurzyła i dorysowała mi torebkę i strzałkę od niej z napisem 'czerwona torebka', więc przekreśliłam jej włosy i napisałam 'łysy łeb', na co ona przekreśliła moje i zrobiła mi irokeza, potem ja jej narysowałam tatuaż, a ona mi piórka... xDD i lool i jak siedziałyśmy u niej i szukałyśmy koszulki i takie 'najlepiej taką z napisem IRON MAIDEN' 'nie maaam, może ta?' 'nie! z napisem iron maiden!' 'no alee piszeee prawie iron maiden...' 'a co na niej pisze?' 'nie wiem, coś po niemiecku' xDD
dobranoooc.