Znów otwieram mój plik, w którym mam spisane wszystkie przysłowia, cytaty, powiedzenia, moje głupie myśli i słowa piosenek. Znów chcę coś z niego wybrać, coś pasującego do sytuacji, coś, co będę mogła tu wkleić. Ale czytam to i dochodzę do beznadziejnego wniosku, że nie pasuje tu nic. Sam owy fakt nie jest na tyle beznadziejny, na ile jest ten, że nic nie pasuje tu z jednego powodu - wszystkie teksty są idealne, aby opisać sytuację szczęśliwego człowieka. A więc za chuj do mojej sytuacji nie pasują.
Ostatnio się zastanawiam, po co ja to wszystko robię. Po co biegam jak głupia między szkołą, strzelnicą, gitarą, przygotowaniami do bierzmowania, a naszymi spotkaniami z fire show. Dobrze, że na karate już nie poszłam.
Wydawało mi się, że będzie fajnie. Że poznam masę zajebistych ludzi, będę się śmiała od rana do wieczora, zakocham się, przestanę odrabiać zadania domowe i znów będę się spóźniać do domu po kilka godzin. Ale tak nie jest. Ani trochę.
Może i jestem już słaba psychicznie, może tylko cholernie marudna, ale mi się po prostu już niczego nie chce, skoro to do niczego nie prowadzi.
Chciałabym, aby tu i teraz było tak jak kiedyś, jak to chodziłam w rozczochranych włosach, rozwiązanych glanach, wszędzie się spóźniałam, nie odrabiałam zadań domowych, wydawałam masę kasy na telefon i byłam najszczęśliwszym człowiekiem na całej kuli ziemskiej.
Tak tak, a jutro na zawody do Częstochowy, yhym.