ble. wczorajsza wigilię zawaliłam - zjadłam z 5 kawałków ciasta, ale jak wróciłam do domu to sobie pozygałam także może trochę mniej we mnie zostało, no i nic juz potem nie zjadłam.
Woczorajszy dzień zaliczam do tych dziwnych.
wzięłam do szkoły moje lustro , poszłyśmy z koleżankami do łazienki porobić sobie dla żartu śłit focie.
Potem dołączył do nas kolega , potem ktoś jeszcze , ktoś jeszcze i w pewnym momencie było mas wszystkich z 10 osób w kiblu damskim. Mam całe mnóstwo fotek, dodałam je na fejsa ( dodawały się 2 h) a teraz mam z 1000 powiadomień.
btw. potem wróciłam do domciu, ponudziłam się troszkę a potem z zrzyjaciółką poszłyśmy na dwór z kolegami .
no i tak jakoś wyszło ,ze w końcu jeden powiedział ,ze mnie kocha i wgl. nie wiem co o tym myśleć, ale nie sądzę żeby to był żart( intuicja,kontekst i bieg wydażeń...) no i tak minął mi 22 .12.
Dzisiaj o 7. 20 obudził mnie pies z ogromną potrzebą wjścia na spacerek , no cóż...ok.
potem zabrałam się za sprzatanie ( nie z własnej woli-dla jasności) i wysprzatałam cały dom - naprawdę. Jestem z siebie taaaka dumna.
Na śniadanie zjadłam : grahamkę posmarowaną jogurtem 150 kcl, popiłam szklanką coli 150 kcl
potem zjadłam czupa czupsa 30 kcl i 2 mandarynki.50 kcl
a jeszcze póżnej 3 suszone daktyle 50 kcl , 3 plasterki sera białego 60 kcl i łyka jogurtu 10 kcl. nie jest żle .
i chyba już nie bd jadła
500 kcl
a kurwa chuj w dupe bulimii idę zygać.
no , pozbyłam się chociaż cześci tego co wciągnęłam w siebie.
kurde , wiem , wymiotowanie jest słabe-dla słabych. Ale ja muszę byc szczupła, nie mogę przytyć a na dodatek tak cholernie chce mi się zreć ...mam już dość głodu .nienawidzę go tak samo jak cholernego tłuszczu , którym od 3 dni obrastam . koniec , koniec , koniec.
najgorsza bd wigilia (nie u mnie w domu) - nie będę mogła sie tych wszystkich pyszności pozbyć.
zostaje mi jedynie sudafed, może on mnie przystopuje
na wadze jeszcze tydzień temu było 56.8 . teraz ? powyżej 57
cierpienie jest cześcią życia . jeżeli cierpisz- żyjesz. zapamietaj to mała dziewczynko.