Nie wiem co to, nie pytajcie. Powstało pewnego gorącego, leniwego popołudnia we Włoszech.
Właśnie przypomniałam sobie, że istnieje coś takiego jak fbl i postanowiłam odświeżyć co nieco. W ogóle ostatnio tylko chodzę i odświeżam, próbując złapać trochę swojego dawnego życia, chociaż i tak wiem że to niemożliwe. Niewykonalne. Dlaczego nie potrafię po prostu zrozumieć, że to co było już nie wróci? Jak zwykle trzymam się tego co nieważne, nieistotne, zapomniane przez innych. Czuję się z tym źle, okropnie. Rety. Ubijcie mnie.
Niedawno zauważyłam, że zbieram pocztówki. Uwielbiam je. Kocham je i wielbię. To naprawdę miłe, kiedy odnajdujecie w sobie coś, czego wcześniej tam nie było lub o czym nie mieliście zielonego pojęcia. Zrozumieć siebie. Moje nowe motto. Oh jak słodko.
Francuski mi ciąży. Na mózgu, na języku i na ocenach. Nie potrafię go złapać. Wakacje zupełnie wytrąciły mnie z równowagi, którą wypracować starałam się przez cały rok. Nie uczę się w ogóle. Podupadam, a mój stan wiedzy razem ze mną. Nie mam pojęcia jak to zatrzymać. Chyba potrzebuję silnego kopa w dupsko. BARDZO silnego. Jacyś chętni?
A teraz nowina miesiąca: nie wyrabiam z czytaniem lektur. Ja. Pożeracz książek. Prawdziwa maszyna. Nie jestem w stanie poradzić sobie z jedną, cieniutką lekturką. Totalne dno.
TOTALNE.
Chyba za dużo muzyki. Muszę odpocząć.
Za dużo australijskiego akcentu. Tak! To on jest sprawcą wszelkiego zła! BUUU