Nigdy nie myślałam, że można mieć tak przyziemne, materialistyczne, pozbawione głębii marzenia.
Moim największym marzeniem na dzień dzisiejszy jest: przetrwać jakoś do czerwca i dostać się na studia.
p.s.: Pan Bóg wysłuchuje próśb DOSłOWNIE...może to i dobrze. Cierpienie oczyszcza, chyba.