Chyba przyjme postawę dość ...barokową(?). . Uważam ze życie jest kruche. Cos sie zaczyna i zaraz sie kończy. Wlasciwie to jest TYLKO gimnazjum. Nic wiecej. Kogoś obgadywalo sie w pierwszej klasie, w drugiej sie poznaje te osoby, w trzeciej zaprzyjaźnia i żałuje za swoje czyny. Okres nastolatka uważam za jeden z najbardziej przesranych, trochę miedzy młotem a kowadłem. Ktoś zarabisty dzisiaj mi powiedział ze to jest gimnazjum, żadna paczka, tylko chwilowe. I ma racje. Dziękuje:) Teraz to wlasciwie byle zdać egzamin i najważniejsze żeby dostać sie do liceum. A potem to juz wszystko swoją droga. Tylko... Jak tu funkcjonować bez przyjaciół i znajomych ? Nie chce was tracić. Nie chce żebyście były "chwilowe". Choziaz... Jestescie spoza szkoły to juz jest plus. Zauważyłam ze przyjaźnie poza szkolne najdłużej przetrwaja i najwiecej. Najczęściej są najbardziej szczere i bez ogródek. Bez spięć. Chciałabym żeby w szkole wszystko upadło a z wami moje relacje były coraz lepsze. Gdyby to sie tak przekładalo... Ktoś by powiedział ze życie było by za proste. Jednak to oni-przyjaciele, są zawsze kiedy ich potrzebujemy. Wysłuchujemy ich , a kiedy my tego potrzebujemy odwdzieczaja sie tym samym. (reszta pózniej idę skończyć bilogie). Nie wiem czy ktoś jeszcze tego doświadczył, ale to wspaniale uczucie gdy cieszysz sie ze szczescia przyjaciół czasami bardziej niż oni sami, nawet cieszysz sie bardziej niż ze swojego własnego.