Piaskowa Buka mojego autorstwa, zrobiona w Międzyzdrojach.
Od ostatniej notki minęły dokładnie dwa miesiące i niecałe dwie godziny, a ja w ciągu tego czasu byłam na koncercie EDM (i jestem z tego koncertu bardzo zadowolona! ;) ), zaliczyłam jeden dzień nad morzem, odwiedziłam koniec naszego wspaniałego kraju, czyli Bieszczady, przeżyłam przewspaniały, 12 - godzinny maraton LOTR (który zaowocował tym, że ludzie w autobusie do babci patrzyli się na mnie dziwnie, bo głowa kiwała mi się na wszystkie strony ze zmęczenia, mimo że godzinę wcześniej biegałam po domu, śpiewając radośnie - ot, przesadzenie z kofeiną) i spełniłam jedno ze swoich marzeń, czyli pojechałam do Szkocji.
Bieszczady? Najprościej - góry, w które się jeździ nie po to, żeby szpanować (patrz: bardzo popularne kurorty w górach i ludzie je odwiedzający), tylko po to, żeby po nich łazić. Albo, jak w moim przypadku, dreptać/ wlec się pod górę.
W kwestii Szkocji: im dalej na północ, tym bardziej chcesz tam zostać.
Wspomnienia z wycieczki powolutku spisuję w formie opowieści, będą do wglądu.
Wakacje kończę, siedząc w domu, starając się skrobać opowiadanie/a (Nadziej, hrabiowie na nas czekają! <3), usiłując usłyszeć cokolwiek przez hałas, snując plany, łażąc z ludźmi i leniąc się. Żyję. Jakoś.
Do początku roku szkolnego zostało zdecydowanie zbyt mało czasu.
I guess you're right, czyli coś, co mój durny komputer sam wstawił mi do playlisty. Ja wstawiam, bo fajne.