castle on fire
Chciałam pochwalić się jakąś kombinacją zdjęć, które tworzyłyby ckliwą historię roku, który właśnie dobiega końca, jednak trafiłam pomiędzy folderami na zdjęcia z Palio delle Barche. Częścią tygodniowych rozgrywek pomiędzy drużynami w miasteczku Passignano w Umbrii, były codzienne wieczorne rozrywki i widowiska, a jedno z nich nazwane zostało właśnie "Castle on fire". Nigdy nie widziałam i nie słyszałam czegoś podobnego.
Jeśli chodzi o rok jeszcze-nie-ubiegły, cóż mogłabym powiedzieć, cóż podsumować, cóż uznać za godne zapamiętania..? Jak co roku zdarzały mi się upadki i zwycięstwa, rozstania i powroty, dobre i złe decyzje, pomyślne zrządzenia losu i pech, fantastyczne i tragiczne chwile. Jak co roku pewne rzeczy miały swoje początki, a inne swoje końce, pewne postanowienia zostały spełnione, a inne- nie. Jak co roku chciałabym być lepsza, zmienić wiele, ale chyba pierwszy raz, być może za sprawą zbliżającej się wieeelkimi krokami pełnoletności, zdaję sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Dalej będę jaka jestem, mimo wszystkich życzeń, które spadły na mnie zewsząd w okresie przed- i poświątecznym.
Chciałam sobie życzyć dobrze zdanej matury, wszystkich pierdół związanych z nauką, których powtarzanie przy opłatku przyprawiło mnie o mdłości. Chciałam sobie życzyć więcej spokoju, mniej stresu; więcej ciepłych wieczorów, ciepłych słów, ciepłych gestów, ciepłych ludzi wokół mnie, bo przecież nikt nie jest samotną wyspą...
Po krótkiej chwili stwierdzam, że to nie ma sensu, że w przyszłym roku nie będę umiała starać się o względy przyjaciół, że nadal będą krępowały mnie kontakty z innymi ludźmi i nie przeskoczę sama siebie. Dlatego jedyne, czego pozostaje mi sobie samej życzyć, to żebym była w końcu z siebie zadowolona.
Tymczasem idę się szykować, przecież to wyjątkowa noc...
Dbajcie o siebie i o innych.