https://www.youtube.com/watch?v=jWFb5z3kUSQ
Ja nie moge powiedziec, jaka jestem. Ty tez nie mozesz powiedziec jaki jestes. Zbyt duzo czynnikow caly czas to zmienia. Nie mam na mysli tylko narkotykow.
Jazda autobusem, siedzenie w klasie, pierdolone zerkniecie w lustro, spojrzenie jednego czlowieka, natlok jego mysli, spojrzenie druguego i juz jestes odrobine inny.
Kazdy sen, kiedy Twoj organizm robi reset, podrabia Ci wspomnienia, czasem te z przyslosci. I skad wiesz kim jestes?
Nic mnie nie zdradza. Wchodze do szkoly zwiastowana dzwonkiem niknacym w kakofonii zgielku cervantesa. Ten zgielk szarpie moje zmysly, zakazuje umiejetnosci zatrzymania wzroku. Ale nic mnie nie zdradza. Moze czasem jakis krotki tik, napiecie miesni twarzy, klapniecie szczeka. Kiedy zgielk zastepuje juz miarowe tykanie zegara, pukanie dlugopisem o zeszyt, tracy o siebie material spodni kiedy ktos zaklada noge na noge, czuje ze wszystko, co zawieram pod cienka warstwa papierowej skory zaczyna pulsowac, wir pragnacy pozrec jakiekolwiek emocje ssie nieznosnie wspomnienie nadmiaru. Poza tym szukajacym resztek mnie po cichutkiej, przez nikogo nie doslyszanej eksplozji nie czuje w sobie nic interesujacego. Zadnej agresji, depresji, motywacji, demotywacji. Tylko ja i cisza wtedy, gdy mrok powiek zaslania widoczne. Kiedy powracam nie czuje sie zle. Moznaby nawet zaryzykowac, ze ten stan jest przyjemny. Zwlaszcza jezeli potraktowac go jako przerwe.
Spogladam na zegarek nad kobieta na srodku, majaczaca cos o liczbach i wykresach? Chowam twarz w dloniach.
Minely trzy minuty.
Ale nic
mnie
nie
zdradza.