Uwielbiam luty. Nienawidzę październików.
Nie wiem, czy powinnam o tym mowic... ale u mnie wciaż jest październik. Mimo kolażu i tuszu z oriflejmu, wciaż tkwię w tej uroczo-nieznanej notorycznie-usprawiedliwianej październikowej rzeczywistości. Wsiadam w złe tramwaje, a z tych dobrych wysiadam w złych miejscach, autbusy na mnie czekają. Pozwalam sobie na użalanie i powidła śliwkowe o 1.00. Wszystko dookoła jest za zimne, za mokre, za beznadziejne.